Och, to wszystko brzmiało tak niewiarygodnie.

dostałam ¿adnego nowego lekarstwa. Wszystko było jak zwykle. -Nagle postanowiła, ¿e bedzie z detektywem zupełnie szczera. Pochyliła sie ku niemu, opierajac łokcie o brzeg biurka. - Chyba bedzie najlepiej, jesli powiem panu wszystko. Tamtej nocy ktos obcy mógł byc w moim pokoju. - Do diabła, rzeczywiscie bedzie lepiej, jesli powie mi pani wszystko. - Paterno podniósł głowe i spojrzał na nia uwa¿nie. - Kto to był? - Nie wiem. Spałam, kiedy nagle odniosłam wra¿enie, ¿e słysze, jak ktos -jakis me¿czyzna - mówi szeptem: „Zdychaj, dziwko”, pochylajac sie nad moim łó¿kiem. Ale kiedy wstałam i zapaliłam swiatło, w pokoju nikogo nie było. Sprawdziłam nawet całe pietro, ale doprowadziłam tylko do tego, ¿e córka zaczeła uwa¿ac mnie za osobe niespełna rozumu. -Westchneła. - Wyszło na to, ¿e w domu nie było nikogo, kto nie powinien sie w nim znajdowac. - Ale pani czuła, ¿e ktos był? Marla wzruszyła ramionami. - Nie mówiłam o tym wczesniej, bo nie jestem pewna. Mam powa¿ny problem z pamiecia, miewam dziwaczne, http://www.ta-medycyna.edu.pl tenisa. - To dobrze. Bede mogła udawac, ¿e zawsze cie ogrywałam. - A to nieprawda? - Kompletna bujda. Przy twoim serwie zupełnie wysiadam. - Joanna popijała wino, przygladajac sie Marli znad kieliszka. Jej ciemne oczy błyszczały. - To wróci, zobaczysz. Wszystko bedzie takie jak dawniej - Moja twarz te¿? - Có¿, przynajmniej włosy. Marla wreszcie sie zasmiała. - A jesli chodzi o twoja twarz... -Uniosła dłon, rozstawiajac palce, i zmru¿yła oczy, jakby była artysta

spodnie. To przesadziło sprawe. Do diabła z tym wszystkim! - To znaczy, ¿e... - Wyciagnał rece i objał ja w talii. Marla przylgneła do niego i zasmiała sie, a on przycisnał usta do jej pełnych, rozesmianych warg. Były ciepłe i wilgotne, a pod wpływem jego pocałunku najpierw przestały sie smiac, a potem wydobyło sie z nich ciche westchnienie. Nie Sprawdź dokładnie tam, gdzie go zaparkował. Na opuszczonej drodze, która dawniej zwo¿ono drewno z wyrebu. Wstał, rozpiał zamek kieszeni i wyjał kluczyki. Otworzył drzwiczki. A wiec udało sie. Prawie. Dym dusił go. Szybko wsiadł do samochodu. Dr¿ał, w kostce czuł bolesne pulsowanie. Przekrecił kluczyk w stacyjce. Jeep zapalił od razu. Las zalewało dziwne, niepokojace swiatło. Na wszelki wypadek nie zdjał narciarki i zatrzasnał drzwiczki. Wrzucił jedynke, silnik zawył, opony zabuksowały w błocie. - No, dalej! Ruszaj! Jeep drgnał, posunał sie odrobine do przodu i stoczył znowu w tył.