żebyś była zadowolona ze swego wyboru.

– Spróbuję, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Wygląda na osobę bardzo zdecydowaną. Zauważyłam, że jak już coś postanowi, to koniec. Nie można jej przekonać do niczego innego. – Zdobywa to, co chce – westchnął Richard. – Tak, a w tym przypadku dokładnie wie, czego jej potrzeba – powiedziała z uśmiechem Ellen. ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY Julianna przeprowadziła się do Mandeville, żeby być bliżej Richarda i Kate. Wynajęła coś, co wielu nowoorleańczyków określało mianem ,,luksusowej nory’’. Mieszkanie było małe i kiepsko umeblowane, ale droższe niż inne, ponieważ znajdowało się w starej części miasta, sześć przecznic od domu Ryanów. Ta lokalizacja miała głęboki sens. Dzięki niej Julianna mogła sobie chodzić po okolicy i przesiadywać na ławeczce w parku nad jeziorem. Nikogo też nie powinno dziwić, że jeździ po uliczkach lub robi zakupy w tych samych sklepach, co Kate i Richard. Całe dnie spędzała na obserwowaniu Ryanów. Wszystko to było zadziwiająco łatwe. Kate i Richard w ogóle nie zdawali sobie sprawy z jej istnienia. Julianna szybko nauczyła się ich rozkładu dnia, a także upodobań. Wiedziała, z kim się spotykają i jak spędzają wolny czas. Richard http://www.toyota-hybrydy.net.pl - A pokój pańskiej córki? Zawahał się na mgnienie oka. -Po drugiej stronie holu. - Był w połowie schodów na wyższe piętro. - Zaraz poproszę o przyniesienie pani bagażu. -Myślałam, że mieszka pan sam? -Poza mną bywa tu dozorca, który zajmuje domek za zamkiem i gospodyni, która przychodzi w poniedziałki. -Nie uważa pan, że powinniśmy porozmawiać o przyjeździe pana córki? - zawołała, gdyż już odchodził. -- Zjawi się za dwa dni. Odbierze ją pani z promu. Każdy stopień pokonywał z takim namaszczeniem, że Laura zaczęła się zastanawiać, czy go coś nie boli. -Pan nie pojedzie ze mną?

Czy też może, jak sugerował Luke, zależało jej na wygodach i bogactwie? Ułożyła zabawki w koszyku i zacisnęła ze złością dłonie. Więc, jego zdaniem, leciała na forsę. Zależało jej na tym, by wejść do znanej i poważanej rodziny. Otarła oczy i pociągnęła nosem, obiecując sobie, że wróci do tamtych chwil i spróbuje osądzić siebie samą. Z dystansem. Bez taryfy Sprawdź -Jestem opiekunką dziecka pana Blackthorne'a. -Opiekunką! - wykrzyknęło naraz kilka osób. Laura rozejrzała się dookoła. Przez chwilę zatrzymała wzrok na każdej z osób. -Pan Blackthorne sprowadza do siebie córkę. Mam się nią zająć. -Biedne dziecko - powiedziała jakaś starsza pani. -Dlaczego? - zapytała Laura, chociaż znała odpowiedź. -Mieć za ojca takiego strasznego człowieka. -Jak rozumiem, poznała pani pana Blackthorne'a? - zapytała ją Laura. -Niezupełnie. Miała nadzieję, że jej mina jest zupełnie niewinna.