- Zdaję sobie sprawę - mówił - Ŝe moja prośba jest co najmniej

- Od poprzedniego pracodawcy, lady Heleno. - Co za bzdury! Myśli pani, że nie potrafię sama ocenić ludzi? - Jestem pewna, że milady jest w swych sądach bardzo wnikliwa - rzekła ostrożnie Oriana. - Mimo wszystko, jeśli idzie o tak słodką dziewczynę jak Arabella, nigdy za wiele czujności. Kobieta podniosła do oka lorgnon i spojrzała przez szkło na Orianę. - Mam rozumieć, że chce pani podać w wątpliwość kompetencje panny Stoneham? - zapytała oschle. - Może osobie w moim wieku łatwiej dostrzec sprawy, które mogą ujść uwadze milady - zasugerowała Oriana. - Zarówno ja, jak i panna Fabian zauważyłyśmy, że panna Stoneham próbuje zarzucić sieci na mojego brata, a nawet na markiza. - Doprawdy, panno Baverstock, obawiam się, że naczytała się pani za dużo romansów. Panna Stoneham bynajmniej nie ma takich planów. Nie biorę pod uwagę zdania Adeli, bo jest ona po prostu zazdrosna. Z moich obserwacji wynika, że to raczej brat pani sprawia kłopoty naszej guwernantce. Jeśli ma pani na niego wpływ, sugerowałabym ukrócić te praktyki. Pana Baverstocka, jako gościa, można się pozbyć, panny Stoneham nie - zbyt ją sobie cenię. Nastąpiła chwila ciszy. - Skoro jesteśmy przy temacie, czy interesuje się pani moim bratankiem? Orianę tak bardzo zaskoczył ten niespodziewany atak, że przez dłuższy czas nie potrafiła wykrztusić ani słowa. Gdy w końcu doszła do siebie, była zbyt wzburzona, by powie¬dzieć coś mądrego. - Z całym szacunkiem, lady Heleno, ale to sprawa między mną a lordem Storringtonem! - Storrington, dobre sobie! - parsknęła śmiechem kobieta. - Dobry Boże, dziewczyno, czy nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji? Posiadłość zostanie sprzedana najdalej pod koniec roku i nawet wtedy starczy ledwie na spłacenie starych długów, zaciągniętych jeszcze przez mojego brata i drugiego bratanka, Alexandra. Sprzedane? Na chwilę ślepy gniew Oriany przyćmił wszystko inne. Sprzedane! Właśnie wtedy, gdy nadarza się sposobność, by zostać markizą. Jak mógł jej to zrobić! Z pewnością musi być jakiś ratunek, markizowie nie bank-rutują ot tak sobie! Muszą istnieć jakieś ukryte fundusze czy rezerwy. - Co Lysander zamierza zrobić potem? - Miała nadzieję, że jej głos brzmi dostatecznie obojętnie. - Chyba wstąpi do wojska. - Lady Helena natychmiast zauważyła, że troska Oriany nie rozciąga się ani na nią, ani na Arabellę. - Pieniędzy starczy jedynie na kupienie stano¬wiska w jakimś pułku. - Jestem... Bardzo mi przykro - odparła Oriana, przypo¬minając sobie o dobrych manierach. Co za sromotna klęska, pomyślała. Pewnie jest zadłużony na co najmniej dwadzieścia tysięcy funtów. Lysander może się jej podobać, ale urok mężczyzny bez majątku i odpowiednich dochodów jest minimalny. Skromne uposażenie ostatecznie mogłaby znieść, Jednak ubóstwo to już zupełnie inna sprawa. Lady Helena ujrzała z zadowoleniem, że jej towarzyszka nagle sposępniała. Starsza dama od dawna cieszyła się w rodzinie reputacją osoby bezkompromisowej, której opinie wywoływały często miażdżący efekt. Widząc, że i tym razem dopięła swego, uśmiechnęła się z zadowoleniem i rzekła: - Ach! Jesteśmy już na miejscu. Jaka przyjemna prze¬jażdżka! Clemency siedziała w salonie z panią Stoneham i prze¬glądała w Morning Post rubrykę „Zgubiono - znaleziono”. Kuzynka odłożyła specjalnie dla niej ten numer, zamierzając pokazać go w niedzielę. Z wielką ulgą powitała jej wcześ¬niejszą wizytę, jako że wiadomość bardzo jej ciążyła. Będąc kobietą czynu, nie mogła znieść tego stanu niepewności. http://www.thrustmaster.com.pl Pani Stoneham zaczęła się śmiać. Te śliczne błękitne oczy i złote loki kryły głowę nie od parady - dziewczyna okazała się nad wyraz inteligentna i pomysłowa. Zniszczyła nawet notes ojca z jej aktualnym adresem, wątpliwe więc, aby poszukiwania pani Hastings-Whinborough poszły tym tro¬pem, nawet jeśli zapamiętała, iż pani Stoneham się prze¬prowadziła. Bessy przyniosła herbatę i ciastka i pani domu zauważyła z przyjemnością, że blade policzki Clemency nieco się zaróżowiły. - Nie martw się, moja droga, nie każę ci wracać do matki - uspokoiła ją. - Coś podobnego przydarzyło mi się, gdy byłam w twoim wieku, jeszcze zanim poznałam mojego kochanego Roberta. - Tu westchnęła i ze smutkiem przyjrzała się czarnej sukni, ale zaraz podniosła głowę i ciągnęła weselszym tonem: - Nie zapomniałam obezwładniającego uczucia bezsilności i gniewu, gdy potraktowano mnie jak jakąś bezwolną rzecz. Na szczęście człowiek ten umarł, zanim urzeczywistniły się plany ślubu. Wątpię, abym się zdobyła na tyle odwagi co ty. Clemency tymczasem trochę się odprężyła i wzięła kolejne ciastko. - Droga Clemency, czy zdajesz sobie sprawę, że pod jednym względem wpadłaś z deszczu pod rynnę? - Jak to? - zaniepokoiła się dziewczyna, rozglądając się wokoło ze strachem, jakby jej kuzynka chowała w szafie kolejnego wyuzdanego arystokratę. - Nazwisko rodowe Storringtonów brzmi Candover, a my znajdujemy się właściwie w Abbots Candover, niespełna pięć kilometrów od ich rodzinnej posiadłości! - Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym, ale wątpię, aby mnie tu szukali. - Ufam, że się nie mylisz. Mieszkam tu zaledwie od kilku miesięcy i jak dotąd mało kto wie, kim jestem. Naturalne, że będąc w żałobie chodziłam tylko do kościoła. Uzgodniły między sobą, że w razie potrzeby Clemency poda się za ubogą kuzynkę, która przyjechała do ciotki dla podtrzymania jej na duchu. Nie doceniły jednak wścibstwa okolicznych wieśniaków, skrzętnej dociekliwości pana Jamesona ani determinacji pani Hastings-Whinborough. Mały domek w Abbots Candover nie leżał na takim odludziu, jak sądziły. Lysander, w milczeniu i z zaciśniętymi ustami pomagał lady Helenie wsiąść do powozu czekającego przed domem Hastingsów na Russell Square.

z dręczącymi ją wyrzutami sumienia. - Poznałam Chada, gdy miałam szesnaście lat. Był ode mnie o dwa lata starszy. Spodobaliśmy się sobie, więc zaczęliśmy się spotykać. Musieliśmy to ukrywać, bo Chad powiedział, że jego mama jest straszną snobką i nigdy nie zaakceptuje naszego związku. Przysięgał, że mnie kocha, a i mnie się Sprawdź domu i nie zastanie jej. Zrozumie, że po tym, co zaszło wczoraj, nie mogła dłużej zostać w Summerhill. Ruszyła w stronę drzwi. - Dzięki za kawę, pani Caird, zamierzam... - Poczekaj chwilę, Willow... R S - Tak? - Za pierwszym razem, gdy cię zobaczyłam, nie mogłam sobie przypomnieć, co takiego mówił o tobie Daniel. Przypomniałam sobie dopiero dziś rano. Willow zamarła w bezruchu. Sądziła, że z chwilą, gdy Daniel wyjedzie do Toronto, będzie bezpieczna, ale najwyraźniej myliła się.