- Chyba szesnaście. Mój tata bardzo się denerwował, gdy zaglądali do nas chłopcy. Wydawało mi się, że chce ich powystrzelać.

Rose Delacroix dygnęła, wskutek czego zakołysały się złote loki okalające jej twarz. - Milordzie - szepnęła, trzepocząc długimi rzęsami. - Kuzynko Rose. - Lucien aż się wzdrygnął na myśl, że jakiś przedstawiciel jego płci mógłby wziąć ją za anioła. - Obie wyglądacie bardzo kolorowo tego szarego popołudnia. Lepiej wejdźmy do domu. - To jedwab i tafta - zaszczebiotała ciotka Fiona, poprawiając córce bufiasty rękaw. - Kosztowały dwanaście funtów każda i przybyły prosto z Paryża. - A flamingi z Afryki. Jak na niego komentarz był łagodny, ale w niebieskich oczach kuzynki zalśniły łzy. Lucien stłumił westchnienie. - Jemu nie podoba się moja suknia, mamo - powiedziała dziewczyna płaczliwie. Broda jej drgała. - A panna Brookhollow mówi, że jest śliczna! Rano hrabia powziął silne postanowienie, że będzie zachowywał się grzecznie, przynajmniej do końca dnia, skończyło się jednak na dobrych intencjach. - Kto to jest panna Brookhollow? - Guwernantka Rose. Ma doskonale rekomendacje. - Od kogo? Od ekipy cyrkowej? - Mamo! Lucien skrzywił twarz. - Dobry Boże! - mruknął pod nosem. - Wimbole, zanieś bagaże do pokojów. - http://www.techmed.net.pl - Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - spytała, głównie po to, żeby zyskać na czasie. - Lady Victoria to jedyna twoja znajoma w Londynie, o której wspominałaś. Wrócisz? Teraz zrozumiała. Sądził, że odeszła na dobre albo że miała taki zamiar. Postanowił ją odszukać i nakłonić do powrotu. Skompromitowana guwernantka złamała Luciena Balfoura. - Obiecałam, że pomogę Rose zorganizować przyjęcie. Zawahał się. - A potem? - Dostałam ofertę pracy w Akademii Panny Grenville. Przyjmę ją. Pozostał nieruchomy jak grecki posąg, drgnął mu tylko mięsień na szczupłej twarzy. - Jak chcesz. Moja kuzynka bardzo się zdenerwowała twoim nagłym zniknięciem. Proszę, żebyś się nią jak najszybciej zajęła. - Dobrze. Spodziewała się, że zaproponuje jej odwiezienie do Balfour House, tymczasem minął

- Od paru dni jesteś nieuchwytny - stwierdził Robert, sięgając po butelkę madery. - Ciebie też ostatnio nigdzie nie widać. - To prawda. - Zerknął na kelnera. - Może być. Dziękuję. - Słucham, milordzie. - Mężczyzna pospieszył ku innemu gościowi. - Moja matka przyjechała trochę wcześniej - wyjaśnił Belton. - Przez cztery dni byłem praktycznie uwiązany w domu. Musiałem wysłuchać wszystkich plotek z Lincolnshire. Sprawdź Wyprostowała się, speszona, że profesorka przyłapała ją na bujaniu w obłokach. - Dzień dobry, pani Reece. Mogę w czymś pomóc? - Wyglądasz tak, jakbyś była myślami tysiące mil stąd - zauważyła z uśmiechem nauczycielka. Liz spąsowiała. - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - Nic się nie stało. - Pani Reece położyła przed Liz teczkę z dokumentami. - Możesz zrobić mi ksero z tych papierów? Posegreguj je później i zepnij spinaczem. - Zaraz się tym zajmę. Liz zapisała polecenie w swoim zeszycie, wzięła teczkę i przeszła do kserokopiarki. Miała już kończyć kopiowanie, kiedy w pojemniku zabrakło papieru. W tej samej chwili usłyszała głos Bebe dochodzący z korytarza; dziewczyna musiała stać tuż obok uchylonych drzwi sekretariatu. - Ostrzegałam ją - mówiła. - Powiedziałam, że jeszcze mi zapłaci za tamtą historię i wreszcie się doczekałam. Nie przepuszczę okazji. Serce Liz zabiło mocniej. Gloria. Bebe na pewno mówi o Glorii... - Nie wiem, Bebe - odezwał się drugi głos, należący, jak się zdawało, do Missy. - A jeśli zorientuje się, że to tyją sypnęłaś? - Wielkie mi coś - prychnęła Bebe lekceważąco. - Co mi zrobi? Ja, w przeciwieństwie do niej, nie mam nic do ukrycia. - Bebe zaśmiała się szyderczo. - Poza tym wszystkie widziałyśmy, jak zwiewa z wuefu. Skąd będzie wiedziała, że to ja ją wydałam?