Victor Santos miał piętnaście lat i bardzo mu odpowiadało życie w nowoorleańskiej Vieux Carre. Nigdzie, gdzie mieszkał wcześniej, nie było tak jak tutaj. Dzielnica noc i dzień tętniła życiem, zawsze coś się tu działo, zawsze znalazł się ktoś, z kim można było zamienić słowo. Lubił odgłosy Carre, charakterystyczne zapachy starego kwartału miasta, domy ze spękanym, zawsze wilgotnym tynkiem, fantazyjne balkony z kutego żelaza.

- Przepraszam - bąknęła zaczerwieniona. Bebe spojrzała na nią z pełnym niewinności zdziwieniem. - Och, to my przepraszamy. Chcesz przejść? - Tak. - Twarz dziewczyny spąsowiała. Bebe wytrzymała nową jeszcze przez chwilę, wreszcie odsunęła się na bok. Dziewczyna przeszła i żywa barykada zwarła się na powrót. Gloria domyślała się, co nastąpi za chwilę. Kiedy dziewczyna wyszła, panienki zablokowały jej dojście do umywalek. - Przepraszam - powtórzyła. I znowu Bebe z udanym zdziwieniem wygłosiła swoją kwestię: - Och, to my przepraszamy. Chcesz przejść? Gloria miała dość. Uważała, że przyglądać się z boku popisom okrucieństwa jest oznaką tchórzostwa i słabości. Nigdy nie wybaczyła sobie tchórzliwego zachowania tamtego dnia przed laty, kiedy to usiłowała zrzucić całą winę za epizod w bibliotece na Danny’ego. Poprzysięgła sobie wówczas, że nigdy już tak nie postąpi. - Tak, Bebe, myślę, że ona chce przejść - syknęła. - W przeciwieństwie do ciebie myje ręce po wyjściu z ubikacji. Bebe poczerwieniała, ale odsunęła się, a Gloria uśmiechnęła się do nowej. - To kwestia wychowania - wyjaśniła. - Naszej Bebe wydaje się, że o klasie człowieka świadczą wyłącznie pieniądze, ale, ma się rozumieć, jest w błędzie. Kilka dziewcząt wymieniło znaczące spojrzenia. Gloria dotknęła czułego miejsca Bebe. Rodzina Bebe, w przeciwieństwie do rodziny Glorii i wielu innych uczennic niepokalanek, od niedawna mieszkała w Nowym Orleanie. Charbonnetowie, nuworysze, nie mieli wstępu do elity. Pomimo to Bebe była bardzo popularna w szkole i przewodziła koleżankom. Gloria doskonale wiedziała, że mała Charbonnet, osóbka o dość wstrętnym charakterze, zdobyła sobie pozycję dzięki własnej bezczelności i przebojowości. Niewiele ją jednak obchodziło, że jej się narazi. - Pożałujesz, Gloria - oznajmiła Bebe z wściekłością i ruszyła ku drzwiom. Zatrzymała się jeszcze w progu. - Przekonasz się. - Już się boję - mruknęła Gloria. Po chwili w łazience zrobiło się pusto. Zostały tylko Gloria i nowa. Gloria wyciągnęła papierosy z torebki. http://www.ta-medycyna.net.pl - Nie mogę - odparła, lecz nim się odsunęła, odwzajemniła pocałunek. - Dokąd idziesz? - spytał. - Muszę odpowiedzieć. Przecież nie chcesz, by ktoś ze służby zainteresował się moją nieobecnością. Nie obchodziło go to. Ciągle jej pragnął. Jednak już sięgała po telefon, po drodze zbierając bieliznę i sukienkę. Wiedziała, że nie spuszczał zachwyconego wzroku z jej nagiego ciała. Uśmiechnęła się, co go tylko bardziej podnieciło, a potem znikła w łazience. Bryce sięgnął po ubranie, lecz po chwili opadł bezwładnie na dywan. Nigdy dotąd nie zrobił czegoś podobnego. Oczarowała go ta syrena w czarnej sukni i perłach, która po pięciu minutach wyszła z łazienki całkowicie ubrana. Podeszła do niego, a on nie mógł się nie tylko poruszyć, lecz nawet odetchnąć. - Muszę iść - rzekła. Jej wzrok świadczył o tym, że myślami była już gdzie indziej. - Teraz? - Tak. Przecież mieliśmy się nie wiązać, pamiętasz? - I nie wymieniać nazwisk. - Tak jest lepiej. Wykonujesz odpowiedzialną pracę, którą bym ci tylko komplikowała. - Kim ty, u licha, jesteś? - Sekretarką w ambasadzie.

Co wieczór, przez całe swoje życie, Hope musiała słuchać tych śmiechów, co wieczór, z przygnębiającą regularnością, obserwowała, jak dziewczęta pracujące u jej matki prowadzą swoich gości na górę po krętych schodach. Wyłożone miękkim czerwonym chodnikiem stopnie wiodły do sześciu przestronnych sypialni na piętrze, gdzie pyszniły się jedwabie, brokaty i gdzie stały szerokie, wygodne łoża. Loża tak pomyślane, by mężczyzna czuł się tutaj jak król - albo jak bóg, jeśli noc należała do udanych. Od kiedy sięgała pamięcią, wiedziała, co dzieje się w sypialniach. Tak jak miała świadomość, kim i czym jest - córką dziwki, naznaczonym grzechem dzieckiem przypadku. Ukryta w ciemnych zakamarkach, podglądała z mieszaniną zgrozy i fascynacji, co robią mężczyzna i kobieta, kiedy zamykają się w sypialni. Bywało, że zaciskała wówczas mocno uda, a oddech stawał się przyspieszony. Po takich tajemnych, mrocznych seansach ogarniały ją wyrzuty sumienia i szukała dla siebie kary. Wiedziała, że dopuściła się czegoś występnego, grzesznego. O grzechach dowiadywała się podczas mszy i na lekcjach katechizmu. Wysłuchiwała chrześcijańskich nauk samotnie; żadne dziecko nie odważyło się do niej zbliżyć. Poza murami kościoła, w salonach Pierron House, grzeszne zachowania były wszak aprobowane, nawet pochwalane, szczególnie przez mężczyzn, którzy śmiali się nocą, a w dzień odwracali wzrok. Sprawdź - Nie mów nikomu, bo to kompletnie zniszczy moją reputację, ale tak. - Uśmiechnął się jak uczeń, który właśnie spłatał figla. - Chyba tak. Wrócę po ciebie za parę godzin. Opadła na łóżko. - Będę czekać. Szekspir rozszczekał się kilka minut po siódmej. Choć nie wiedziała, na którą zaproszono gości, wystroiła się w piękną nową suknię i przystąpiła do układania włosów. Ze zdenerwowania drżały jej ręce. Czuła, że Lucien coś przed nią ukrywa. Domyślała się jedynie, że chodzi o panią Delacroix, ale nie miała pojęcia, jak Kilcairn wybrnie z kłopotliwej sytuacji. Zresztą po dzisiejszym wieczorze już nie będzie się obawiał, że zostanie zmuszony do małżeństwa z Rose. A gdy sobie uświadomi, że nic nie wskóra, trzymając ją w piwnicy, pozwoli jej wyjechać. Wtedy ona zniknie na dobre. W pewnym momencie rozległ się szczęk odsuwanej zasuwy. Thompkinson wziął