- Chyba mam poważne kłopoty.

- Zawołaj Josego - poprosił cicho Jorge. Otworzyła szeroko oczy. - Wszystko będzie dobrze - uspokoił ją Jorge. - Proszę, zawołaj. Marisa spojrzała na Jorge'a. Widać było, że jest zaniepokojona, lecz mu ufa. - Jose! - Podeszła do korytarzyka, za którym musiały się znajdować sypialnie. - Jose, wyjdź! Chwilę później mniej więcej sześcioletni chłopiec wybiegł z sypialni. Marisa przygarnęła go do siebie. Stał przy niej. Uśmiechnął się do Jorge'a, spojrzał niepewnie na Dane'a. - W klubie bywam z powodu Marisy. Kilka lat 301 temu przypłynęła z Kuby. Na tratwie. Jej mąż z synkiem musieli zawrócić. Pływak ich tratwy zaczął przeciekać. Marisa starała się ściągnąć tu synka, całymi latami. W zeszłym roku umarł jego ojciec. Jose został sam, tylko z bardzo starą babcią, która chciała, żeby wyjechał do Stanów, do matki. http://www.studium-medyczne.info.pl/media/ W korytarzu zderzyła się z Nate'em. - Co się dzieje? - zapytał. Miał zmierzwione włosy, na sobie tylko jedwabne bokserki. - Za domem! Z sypialni wyłonił się Larry, owinięty prześcieradłem. - Co, u diabła...? - Ktoś stara się otworzyć przesuwane drzwi - odpowiedziała Cindy, starając się zachować spokój. - Jesteś pewna? - zapytał Nate. - Tak, słyszałam kogoś wyraźnie. Larry wszedł do sypialni, zbliżył się do zasłon. - Ja wyjdę od frontu, może tym razem go złapiemy

Biznesmen zaciągnął za sobą zasłonę. Bryan rozejrzał się. Po obu stronach korytarzyka widniały podobne zasłony, kryjące, co działo się w niedużych boksach. Trudno, nie miał wyjścia, musiał ją powstrzymać. Szarpnął zasłonę i zobaczył, jak napalony grubas klęczy na podłodze, chlipiąc niczym dwuletnie dziecko. Oczy miał wielkie jak spodki, na głowie przekrzywiony tupet. Sprawdź - Trzyma się. - To dobrze - rzekł Duży Jim. Jeremy wstał, zacisnął usta i podszedł do drzwi. - Nie wolno przeszkadzać Mary - oświadczył, wyraźnie nie ufając nikomu, kogo nie znał. - Jeremy, to są moi dobrzy przyjaciele, muzycy jazzowi. Przychodzą tutaj grać dla chorych dzieciaków, słyszałeś. - Miło mi was poznać, ale nie wolno jej przeszkadzać - powtórzył. - Tylko zajrzeliśmy, bo wiemy, że Jessica martwi się o nią. Zajdź kiedyś na nasz koncert, synu, zapraszamy. Jeremy podziękował sztywno i poczekał, aż sobie pójdą, dopiero wtedy z powrotem zajął swoje miejsce na krześle i sięgnął po dłoń Jessiki. Siedzieli tak, patrząc na pogrążoną w letargu chorą.