gniewu.

Łó¿ko było wygodne, a puchowa kołdra lekka i ciepła. Marla miała wra¿enie, ¿e jej powieki wa¿a tone. W koncu pokonało ja zmeczenie. Zapomniała o pytaniach, które nie dawały jej spokoju, odkad wyszła ze spiaczki. Tak, oni maja racje. Jest po prostu zdezorientowana, nic wiecej. To przez ten wypadek. Na pewno. Chyba ¿e wszyscy ja okłamuja. Biały kitel był o kilka numerów za du¿y, ale to nie miało znaczenia. Stanowił idealne przebranie, własnie takie, jakiego potrzebował. Jedna z pielegniarek pracujacych na oddziale oparzeniowym nie przyszła na dy¿ur - zepsuł jej sie samochód i zginał telefon komórkowy - a dwie pozostałe miały pełne rece roboty. Dotychczas nie znaleziono nikogo na zastepstwo. Zanim uda im sie kogos tu sciagnac, on zda¿y zrobic swoje. W szpitalu było troche zbyt jasno, ale niewiele mógł na to poradzic, wiec tylko wsadził na nos okulary w szylkretowych oprawkach. Bez trudu wszedł w role internisty i pewnym krokiem sunał teraz szpitalnymi korytarzami. Na piersi miał przypieta plakietke identyfikacyjna ze zdjeciem i nazwiskiem http://www.stomatologkrakow.edu.pl/media/ Rozległ się głośny dzwonek telefonu i Peggy Sue krzyknęła: - Odbierz, dobrze?! Ktoś dzwoni całe popołudnie i odkłada słuchawkę. Chłopcy zignorowali ją i Shep chwycił słuchawkę. - Marson - powiedział. Ktoś po drugiej stronie się zawahał. Tymczasem Robby wydał triumfalny okrzyk. Kolejny czarny charakter w grze wideo został unieszkodliwiony. - Kto tam? - zapytał Shep. Czyjś stłumiony głos odpowiedział: - Gość, który zabił Ramóna Estevana, jest w kamieniołomie w gospodarstwie starego Adamsa. W jaskini. Krew zastygła Shepowi w żyłach. - Co? - zapytał. Tętno mu podskoczyło. - Kto mówi? Szczęknięcie. - Halo?

naprawde. A teraz Nick nie ¿yje. Zamordowany. Zastrzelony. Przez nia. - Dlaczego go zabiłes? - spytała, czujac, jak cos w 450 niej umiera. Nie, nie mo¿e stracic Nicka. Nie teraz, kiedy go zdobyła, nie teraz, kiedy wie w koncu, kim jest. - Był zbedny. Sprawdź - Jak się miewa twój ojciec? Już dawno go nie widziałam. - Dobrze. Hm, wszystko u niego w porządku. - Od jak dawna jesteś w mieście? - Jakiś czas - odparła Shelby wymijająco, pamiętając, że w małej mieścinie wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. - Dokładnie nie pamiętam. Uświadomiła sobie, że jej poszukiwania prowadzą donikąd, i nie chcąc odpowiadać na dalsze pytania, podziękowała recepcjonistce, zeszła po schodach na dół i stanowczym ruchem otworzyła frontowe drzwi. Owionęło ją gorące popołudniowe powietrze. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się jedyna apteka w mieście, dawniej drogeria Rexall z saturatorem na tyłach. Shelby bywała tutaj często jako nastolatka, w tym piekielnym okresie między dzieciństwem a wiekiem dojrzewania. Wolałaby zapomnieć, ile wypiła wiśniowych coca-coli, kiedy obracając się na obitych czerwoną skórą taboretach, machała nogami i zanurzała frytki w keczupie z dodatkiem cytryny i sosu tabasco, i marząc o jakimś młodzieżowym idolu czy aktorze telewizyjnym, którego nazwiska już nie pamiętała. Miała wrażenie, że żyła tak beztrosko całe wieki temu.