lot - zakończył Jack krótką rozmowę.

- Hm... tak... - odpowiada z wahaniem. - Muszę jeszcze tylko coś wziąć z gabinetu. - Poczekam na ciebie w samochodzie - oznajmia jego żona. - Pośpiesz się. - Proszę pani! - woła Laura, która nie może uwierzyć w swoją śmiałość. Pani Greenwood zatrzymuje się i odwraca głowę. - Do jakiej szkoły baletowej zamierza pani zapisać Grace? Kobieta wyraźnie nie może sobie przypomnieć, w końcu rzuca poirytowana: - A jakie to ma znaczenie? - Do madame Rostovej? - podpowiada jej niezrażona tym dziewczyna. - Tak... chyba tak. Słyszałaś o niej? - Przez osiem lat chodziłam do niej na lekcje tańca. Pani Greenwood patrzy na nią z niedowierzaniem. Nie mieści jej się w głowie, że niania, zwykła niania z agencji, uczęszczała na lekcje tańca do najbardziej snobistycznej szkoły w mieście. Laurę korci, żeby przekazać jej wszystkie plotki, jakie słyszała o madame Rostovej, nawet te brzmiące najmniej prawdopodobnie, ale tak jak w zeszłym tygodniu nie pisnęła o nich słowem, rozmawiając z asystentką Juliena Rousselina, tak milczy również w tej chwili. Różnica polega tylko na tym, że wtedy zachowała swoją wiedzę dla siebie z powodu – być może źle rozumianej - lojalności, a teraz nie mówi, ponieważ zdaje sobie sprawę, że matka Grace nie uwierzy jakiejś tam niani. Pani Greenwood odrywa od niej wzrok i zwraca się do miłego łysego pana, który najwyraźniej nie ma w tym domu wiele do powiedzenia: - Pośpiesz się. Starckowie nie będą na nas czekać w nieskończoność. - Zaraz będę - obiecuje jej mąż. Laura jest przygnębiona, ale dostrzega sympatię w jego oczach i uśmiecha się nieśmiało. - Masz na imię, Laura, prawda? Jego żona ani jej o to nie zapytała, ani prawdopodobnie nie zadała sobie trudu, by zajrzeć do zlecenia z agencji i sprawdzić jej imię i nazwisko. Dziewczyna kiwa głową. http://www.soze.pl Otarła się o niego niczym kotka. – Tak. Odwrócił się i odkręcił krany. John uwielbiał ją kąpać, tak jak kiedyś, w dzieciństwie. Z przyjemnością mył jej głowę i różowe ciało, a następnie owijał włochatym ręcznikiem. Wycierał ją, a potem jeszcze posypywał pudrem i suszył włosy. Ta kąpiel zaczęła się tak, jak wiele wcześniejszych. John namydlił kąpielową rękawicę i zaczął myć Juliannę, szepcząc coś do niej słodko. Nagle zmarszczył brwi. – Tyjesz – mruknął z wyrzutem, przeciągając dłonią po jej talii i brzuchu. Zesztywniała. Wiedziała, że John pragnie, by na zawsze zachowała szczupłą, dziewczęcą sylwetkę.

W tej chwili wcale nie miała na to ochoty. 84 JEDNA DLA PIĘCIU - O co chodzi, Cecile? - Czy podkochujesz się w Jacku Brannanie? - Tylko dzieci się podkochują. - No, dobrze. A więc - czy zakochałaś się w Jacku Sprawdź o złotych latach Grateful Dead. Kate natknęła się na niego po tym, jak nakarmiła Emmę i ułożyła ją do popołudniowej drzemki. – Cześć, jestem Kate – przedstawiła się, wyciągając do niego rękę. Z uśmiechem potrząsnął jej dłonią. Zauważyła, że jak na mężczyznę ma nadzwyczaj delikatną skórę. – Od razu się domyśliłem – powiedział. – Jestem Steve. Uwielbiam twoją kawiarnię. Ma naprawdę pozytywne wibracje. – Dziękuję. – A witraże są autentycznie wspaniałe. Tess mówiła mi, że jesteś artystką. – Dziękuję jeszcze raz. Artystką amatorką. – Zmruz˙yła oczy, przyglądając mu się uważnie. Ten człowiek dziwnie jej kogoś przypominał. – Mam wrażenie, że skądś się znamy...