było dostatecznie dużo szkieletów, żeby stworzyć pikantne dzieło.

nim. Teraz my sie zabawimy. Ty i ja. Spodoba ci sie to, skarbie. - Przesunał lufa rewolweru po jej policzku. Marla wyciagneła reke, ale Monty błyskawicznie przyło¿ył lufe do główki Jamesa. - Ho, ho, ho. Nie chcesz chyba, ¿eby mózg tego małego zapaskudził winde, prawda? Kylie omal nie zwymiotowała. Dr¿ała na całym ciele, nogi sie pod nia uginały. Oblał ja zimny pot. - Jestes szalony - wyjakała. Monty wcisnał guzik najni¿szego poziomu i wyrwał dziecko z jej ramion. Próbowała mu je odebrac, ale wtedy pchnał ja na sciane. Dziecko krzyczało przerazliwie. - Albo grzecznie ze mna pójdziesz, Marla, albo zabije tego bachora na twoich oczach... nie, raczej zabiore go ze soba i nigdy sie dowiesz, co sie z nim stało, rozumiesz? Nie dowiesz sie, czy ¿yje, czy nie, czy mo¿e dla rozrywki torturuje go całymi dniami. Spedzisz reszte ¿ycia w swoim małym, prywatnym piekle. - Predzej cie zabije! - krzykneła Kylie, spogladajac na guzik alarmu. Wiedziała jednak, ¿e nigdy go nie nacisnie, nigdy nie zaryzykuje ¿ycia swojego syna. http://www.smaczno-pizzeria.net.pl do pokoju Cissy, kiedy nagle usłyszał cichy warkot silnika i szczek bramy gara¿u. Ktos wyje¿d¿a? W srodku nocy? Nick wszedł do pokoju Cissy i wyjrzał przez okno. Zobaczył jeszcze tylne swiatła jaguara, kiedy wóz zatrzymał sie przed brama wjazdowa. Kiedy sie otworzyła, jaguar skoczył do przodu, ruszył w dół ulicy i zniknał. Nick spojrzał na zegarek. Było wpół do drugiej nad ranem. Gdzie, do cholery, pojechał jego brat? Na spotkanie z kims. Ale z kim? I po co? To musi miec cos wspólnego z Marla. Kilka nastepnych dni wypełniało dotkliwe cierpienie i

tych sportowców - chrzescijan, którzy modla sie przed ka¿dym meczem. Ale to sie działo, zanim Pan Bóg postanowił, ¿e jeden z zawodników przeciwnej dru¿yny zwali sie na niego w trakcie meczu, złamie mu trzy ¿ebra i kostke u nogi w dwóch miejscach, co zakonczyło krótka, choc swietnie sie zapowiadajaca, kariere sportowa Donalda. Sprawdź jej głosie kryło sie dziwne napiecie, mo¿e nawet lek. - Tak. No có¿, czas poka¿e. - I tak mamy du¿o szczescia, ¿e nie zgineła w tym wypadku. W głosie me¿czyzny - jej me¿a - nie było sladu wahania. Odparł natychmiast: - Tak, mamy cholerne szczescie. W ogóle nie powinna była prowadzic. Do diabła, przecie¿ dopiero co wyszła ze szpitala. Znowu szpital? Zapadała w drzemke, jak w gesta, ciepła mgłe. Słowa docierały do niej zniekształcone, niejasne. Czy na pewno dobrze usłyszała? - Na wiele pytan nie znamy jeszcze odpowiedzi -