Sześć miesięcy temu Quincy rozpoczął prace badawcze. Próbował poddać szczegółowej

podwórku bydlęcym, gdzie błota i brudu było po kostki – Matwiej Bencjonowicz natychmiast zabrudził sobie sztyblety i spodnie. Mnisi zdzierali bosakami dranice z dachu szopy, przeor zaś kierował pracą, tak że podprokurator przedstawiał istotę sprawy przy akompaniamencie trzasku, łoskotu i krzyków, a Witalis, jak się zdaje, w ogóle niezbyt go słuchał. Już tego było dość, by archimandryta nie spodobał się Berdyczowskiemu, ale wkrótce ujawniła się jeszcze jedna okoliczność, która początkową antypatię doprowadziła do najwyższego stopnia. Uważnym wzrokiem, który pan Matwiej aż nazbyt dobrze znał i rozumiał, przeor przyjrzał się haczykowatemu nosowi wysłannika z Zawołżska, chrząstkowatym uszom, niesłowiańskiej czerni rzednących włosów – i twarz obserwatora przybrała szczególny wyraz, pełen obrzydzenia. Wysłuchawszy wiadomości o dochodzeniu w sprawie samobójstwa i o zaniepokojeniu władz gubernialnych nowoararackimi cudami, archimandryta powiedział pochmurnie: – Człowiek ze mnie bezpośredni. Pisz pan potem donosy, jakie tylko chcesz, mnie to nie nowina. Ale swojego długiego nosa w nasze kościelne sprawy proszę mi nie wsuwać. Samobójstwo – niech tam. Grzeb pan w tym paskudztwie, ile chcesz. Reszta to sprawy nie na pańską głowę. – To znaczy... jak to? – Podprokuratora aż zatkało z oburzenia. – Z jakiej racji ojciec mi nakazuje, czym mam... – Z takiej – przerwał mu ojciec Witalis – że tu, na wyspach, ja wszystkim rządzę i http://www.sluby-zakopiec.com.pl/media/ Hotel „Arka Noego”, o którym pułkownik wiedział od władyki, był odpowiedni pod każdym względem z wyjątkiem cen. Sześć rubli za numer? Co to ma znaczyć? Pułkownikowi oczywiście wręczono pewną sumę z osobistego funduszu archijereja, zupełnie wystarczającą do opłacenia nawet tak kosztownego postoju, ale policmajster przejawił rozumną pomysłowość, która w ogóle była mu w najwyższym stopniu właściwa: wpisał się do księgi gości i oznajmił o stanowczej decyzji wynajęcia tu pokoju na co najmniej trzy dni, a potem, przyczepiwszy się do widoku z okien, wcale się w „Arce” nie zatrzymał, tylko znalazł sobie oszczędniejsze przytulisko. Hotelik „Przytułek Pokornych” brał od gości tylko po rublu, co dawało okrąglutkie pięć rubelków dziennie czystego dochodu. Z ojca Mitrofaniusza nie taki człowiek, żeby grzebać się w drobiazgach, a jeśli kiedyś konsystorski rewident przy kontroli księgowości wsadzi nos, gdzie nie trzeba, to proszę, oto notatka w księdze: F.S. Lagrange był w „Arce Noego”, wpisał się, a reszta to bzdury i domysły.

jej się, że jest blady, nerwowy i oschły wobec ojca. A jednak zignorowała jego stan. Tak jak wszyscy sądziła, że to tylko kolejny etap dojrzewania. Kłopoty prześladowały dzieci ze złych rodzin, a nie miłych, zwykłych chłopców. I ona, pokrewna dusza, zawiodła Danny’ego. Nie wiedziała jeszcze, jak jej się uda z tym żyć. Quincy pochylał się nad laptopem w swoim ciasnym pokoju hotelowym, gdy rozległo się Sprawdź – A jeśli pomylimy się i taki dzieciak znowu zabije? – nie ustępował Sanders. – Będziesz odwiedzał osieroconych krewnych i tłumaczył, że na skutek nieudanego eksperymentu naukowego zginęła ich żona, siostra, matka? Będziesz próbował wyjaśniać w telewizji, dlaczego mordercy umożliwiono kolejną zbrodnię? Quincy posłał mu słaby uśmiech. – To się zdarza. Niektórzy z seryjnych morderców – na przykład Kempner – wyszli z zakładów poprawczych. Zabili jako nieletni. Poddano ich resocjalizacji. Dorośli. I zabili znowu. – Czasami cieszę się, że nie mam dzieci – powiedział Sanders. Quincy westchnął. Odłożył widelec i wydawało się, że nie zdoła już przełknąć ani kęsa. – Sytuacja robi się coraz trudniejsza – wymamrotał. – Wiecie, że wprowadzamy do szkół techniki identyfikacji zespołu cech typowych dla seryjnych morderców? Rainie uniosła brwi. Sanders wyraził swoje zdziwienie bardziej dosadnie: