- Ile ma pani lat, panno Gallant?

- Chcesz usłyszeć niemiłą prawdę, Glorio St. Germanie? Otóż nie moglibyśmy być razem. Wykluczone. I nie chodzi tylko o różnicę wieku. Zirytowany, zawiedziony, przeczesał włosy palcami. Irytację mógł zrozumieć, ale skąd poczucie zawodu? - Nie chodzi tylko o ciebie, ale o takie jak ty, w ogóle. - Takie jak ja? - powtórzyła smutnym głosem. - Bogate i zepsute? - Owszem - przytaknął bez wahania. - Bogate, zepsute, rozpieszczone. Nie masz pojęcia o życiu, o prawdziwym życiu. Nie widziałaś nigdy brudu, nie wiesz, co to cierpienie. Skakano wokół ciebie, podsuwano ci wszystko pod nos. Bawisz się w te swoje bunty, bo tak naprawdę nie obchodził cię nigdy nikt poza tobą. Dotknął ją do żywego, przebił skorupę zadziorności i pewności siebie. Wcale go to jednak nie cieszyło. - Skąd wiesz? - zapytała cicho. - Skąd wiesz, co czuję? - Spójrz na siebie! Co tu jest do odgadywania? Chodzisz do jakiejś wypindrzonej prywatnej szkoły. Założę się, że starzy zapisali cię tam, ledwie się urodziłaś. Czesne wynosi pewnie więcej niż roczny dochód normalnego człowieka. Mieszkasz w Garden District. W starym domu, który opisują w przewodnikach po Nowym Orleanie. Macie dwoje, troje służących, a tacy jak ja wpuszczani są kuchennymi drzwiami. Tatuś jeździ rollsem, matka ma brylanty i przynajmniej dwa futra. Tym razem role się odwróciły. To Gloria chciała odejść, a Santos chwycił ją za rękę. Przytrzymał i zmusił, żeby spojrzała mu w prosto oczy. -„St. Charles któregoś dnia będzie mój” - tak oznajmiłaś, ledwie mnie poznałaś. Czy masz pojęcie, co to znaczy? Nie, jesteś tak ograniczona, że nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak żyjesz. Nie mamy ze sobą nic wspólnego, księżniczko. Broda jej drżała, łzy napłynęły do oczu, ale Gloria nie rozpłakała się nawet teraz. Chciał, żeby zaczęła beczeć, żeby okazała się słaba, żeby w pełni potwierdziła jego oskarżenia. Byłoby mu znacznie łatwiej. - To ty masz uprzedzenia - powiedziała cicho. – Ty sądzisz ludzi według tego, co mają. Nie ja. - Widać mam podstawy. Wyprostowała się. - Może. Ale dziewczyna, o której mówisz, to nie ja. Nie obchodzi mnie, co posiadają moi rodzice. Mam ich gdzieś. - Wyciągnęła do niego dłoń. - Ja to nie oni. Czy chciałbyś, żeby o tobie ktoś myślał tylko na podstawie tego, kim są twoi starzy? Santos przypomniał sobie ojca. Ujął jej rękę, jeszcze bardziej zirytowany niż dotąd. Gloria dotknęła miejsca, którego nie powinna była dotykać. Miejsca, do którego nikt nie powinien mieć dostępu, a już na pewno nie ona. Wiedział, że ma rację, chociaż wolałby się mylić. Odciągnął ją od samochodu, otworzył drzwiczki od strony pasażera. - Wsiadaj. Coś ci pokażę. - Co chcesz mi pokazać? http://www.sluby-zakopiec.com.pl gołe nogi. Wypuściła psa do niewielkiego ogrodu, który przylegał do domu. - Pospiesz się, Szekspirze. Jest zimno. - Już próbuje pani uciec? Odwróciła się gwałtownie. Krzyk uwiązł jej w gardle. Przy furtce stał lord Kilcairn. - Milordzie! Gdyby nie blask świecy, w ogóle by go nie dostrzegła. Od stóp do głów był ubrany na czarno. Kiedy się poruszył, błysnął śnieżnobiały fular. - Dobry wieczór, panno Gallant. Albo raczej dzień dobry. - Przepraszam - powiedziała, drżąc nie tylko z zimna. - Zapomniałam wyprowadzić Szekspira przed snem. - Przeziębi się tu pani na śmierć. - Och, nie. Całkiem przyjemna noc. Zrobił krok do przodu, rozpinając płaszcz.

Dała mu znać, że słyszy, i zwróciła się ponownie do menedżera: - Muszę tam iść, Vincent. Nie pozwól im budzić gości. Zaraz wracam. Na zewnątrz czekały już ekipy lokalnych stacji telewizyjnych afiliowanych przy sieciach Wielkiej Trójki - ABC, CNN i NBC. Na widok Glorii reporterzy zaczęli przekrzykiwać się pytaniami. Z miłym uśmiechem uniosła do góry ręce. - Po kolei, bardzo proszę. Hoda, może ty zaczniesz? - Czy to prawda, że Śnieżynka znowu zaatakował i że zostawił ciało w St. Charles? Co pani o tym myśli? - Myślę, że wolałabym, gdyby wybrał sobie parking konkurencji, Le Meridian albo Windor Court. - W grupce dziennikarzy gruchnęło śmiechem. - Podobno zostawił tu ciało, ale nie rozmawiałam jeszcze z policją, więc na razie wiem tyle, co wy. Niedługo zapewne wydadzą oficjalne oświadczenie. Sprawdź nas pani zaprosiła. Lucien stanął za panną Gallant. - Na Boga, jednak da się ją czegoś nauczyć. - Cii. Niedobrze, że mnie pan nie uprzedził. Zaraz po kolacji pani Delacroix musi oświadczyć, że boli ją głowa. Rose nigdy nie da sobie rady z dwudziestoma matronami chętnymi do pogawędki. Jej spojrzenie wyraźnie mówiło, że powinien zatroszczyć się o samopoczucie ciotki Fiony. Nie miał w zwyczaju słuchać cudzych poleceń, zwłaszcza kobiety, ale lekko skinął głową. - I pomyśleć, że mogłem teraz upijać się u White'a. - W takim razie ten wieczór będzie dla pana miłą odmianą. - Rzeczywiście to jest odmiana - przyznał grobowym tonem. - Lecz nie nazwałbym jej miłą.