budynków. Wjeżdżała dalej na teren bazy i coraz bardziej czuła się

Wiedziała, że George Walker nienawidził jej między innymi dlatego, że osobiście nie złożyła jemu i żonie wyrazów współczucia. Powinna była odwiedzić ich już pierwszego dnia, ale nie mogła się zmusić. Nie potrafiła usiąść na wytartej sofie i przemawiać do zrozpaczonego ojca i zalanej łzami matki. Po prostu nie potrafiła. Odwróciła się do Luke’a. Wciąż obserwował dom Shepa. Starannie utrzymany, trzy sypialnie i garaż na dwa samochody. Stonowany szary kolor. Białe framugi okien. Jedno skrzydło drzwi do garażu było jaśniejsze. Pewnie to, które Hayes w środę odmalował. Rainie zastanawiała się, czy Shepowi i Sandy ten widok nie przypomina znajdującego się pod farbą napisu. – Musimy pogadać. Luke kiwnął głową. Po wczorajszej długiej podróży wyglądał na zmęczonego. Nieogolone tak starannie jak zwykle policzki, pognieciony mundur. Mimo to spojrzenie miał bystre, a ręce pewne. Na policjanta Hayesa zawsze można było liczyć. – Jak ci poszło w Portland? Zmarszczył brwi. – Myślałem, że złożę raport po pogrzebie. – Daj spokój. Można chyba obserwować i mówić. – Podobno. – Klepnął Chuckiego w kolano. – Przynieś nam kawę, Cunningham. – Znowu? – Trzy kubki. Ale tym razem dobrą. Musimy zaimponować agentowi. – Zerknął na http://www.scenawgrodzkiej.com.pl że ma w tym swój udział. - Ale wtedy koncentrował się na Mandy, a później na mamie. Nie mógł być jednocześnie na dwóch końcach kraju. - Ależ mógł! Telefon, Internet i tak dalej. Poza tym to tylko osiem godzin lotu samolotem. Można na jeden dzień pojechać na zachodnie wybrzeże, nic trudnego. - Istnieją tańsze metody dobrania się do człowieka niż opłacanie prokuratora okręgowego. - odparła Kimberly - Nie wspominając o grzebaniu w sprawach kryminalnych. - Dla Shandlinga nie ma znaczenia, czy coś jest proste lub tanie. Prowadzi wojnę i nie zważa na koszty! - A więc chcesz czy nie - spytała Kimberly - żeby Ronald okazał się twoim ojcem?

musisz podsuwać mu słuchawki. Nie, nie. Hej... – Jego głos nagle przeszedł na wyższe rejestry. – Cześć Murphy. Tak, dobry piesek. Bardzo dobry. A teraz daj mi mamusię. Daj mamusię... Saro, no nareszcie. Tak, tak, przywitałem się, ale to przecież tylko pies, na litość boską. Nie rozumie cudów techniki takich jak AT&T. Tak, oczywiście. Popiskuje teraz? Dlaczego? Co się stało? Co takiego? Naprawdę? – Sanders wydawał się zaskoczony, a potem w jakiś nieśmiały sposób zadowolony. – Murphy co rano chodzi po domu i mnie szuka? Sprawdź - Jeśli jest taki wspaniały, to do tej pory sam by cię znalazł. Mandy na pewno opowiadała mu o tobie, a biorąc pod uwagę fakt, że wiele razy byłeś tematem artykułów prasowych... - Myślałem o tym. - Ale ani śladu po uroczym facecie? - Nie. W końcu Rainie zrozumiała. - Uważasz, że to nie był wypadek, prawda? Myślisz, że to wina tamtego faceta, że to on spił twoją córkę i pozwolił jej samej wracać do domu. - Nie wiem, co zrobił - odparł spokojnie Quincy - ale między wpół do trzeciej a wpół do szóstej Amanda w jakiś sposób uzyskała dostęp do alkoholu. Tak, chętnie bym posłuchał jego wersji wydarzeń. - Quincy, wiesz, że tu chodzi o coś innego. W podobnych okolicznościach