– Jak najbardziej. Prowadź.

dzieciak na pewno wyjdzie na wolność. Kto twoim zdaniem rozkolportował wiadomość, że oddałaś strzał przed zrewidowaniem Danny‘ego? Kto twoim zdaniem rozgłasza, że badanie miejsca przestępstwa zostało spieprzone? Shep ma swoje prywatne cele. A ty nie chcesz ich dostrzec i dlatego musisz oddać dochodzenie. Komuś, kto jest całkowicie obiektywny. Komuś, kto ma doświadczenie. – Komuś, kto lubi dobrze wypaść w telewizji. Tym razem Sanders stracił cierpliwość. – Conner, doprowadzam do skazania dziewięćdziesiąt procent podejrzanych. Możesz mnie nienawidzić, jeśli chcesz, ale okaż mi trochę szacunku. To tobie ambicja nie pozwala oddać śledztwa. Ja tylko chcę rozprawić się z mordercą, żeby wszyscy mogli żyć dalej spokojnie. – W takim razie jesteś idiotą – stwierdziła bez ogródek Rainie. – Naprawdę myślisz, że poczujemy się lepiej, zamykając za kratkami trzynastolatka? W ten sposób załatwimy sprawę? Za każdym razem, przejeżdżając koło tej szkoły, będę zachodzić w głowę, co tam się naprawdę wydarzyło. I nie tylko ja. Również wszyscy rodzice i nauczyciele. Co popchnęło chłopaka do morderstwa? Dlaczego dwoje dzieci musiało zginąć? Dlaczego nie udało się temu zapobiec? – Bardziej niż aresztowania – ciągnęła już całkiem spokojnie – to miasto potrzebuje wyjaśnienia podłoża tragedii i ja zamierzam dociec, w czym rzecz. A teraz żegnam, detektywie. Możesz sobie darować dalsze próby urabiania Rodrigueza. To naprawdę nic nie da. http://www.recepty.info.pl/media/ dziecka, zarób jeszcze na jego śmierci. Podeszła do biurka, trąciła łokciem Sandersa, żeby wyniósł się z jej miejsca i energicznie powróciła do bieżących spraw. – A więc – zaczęła, nie odrywając wzroku od obu mężczyzn – rano spotkałam się w Portland z ekspertami od balistyki i z panią patolog. Sanders, czy jest coś, o czym chciałeś mi powiedzieć, czy może mam najpierw dać ci w zęby, a potem zadawać pytania? Detektyw stanowy wzruszył ramionami. – Ach, chodzi ci o tę „tajemniczą łuskę”? – Do diabła, nie udawaj idioty. – Spece od balistyki mają z nią pewien problem. Nie znaleźli śladów na zewnątrz, za to wykryli jakąś substancję w środku. – Polimer – podpowiedział Quincy. Sanders zerknął na niego. Potem wbił pełen dezaprobaty wzrok w Rainie. Najwyraźniej

Pół godziny później Kimberly zasnęła na kanapie. Jasne włosy rozsypały się wokół jej głowy. Słońce powoli zachodziło. Białe ściany hotelu okrywał z wolna cień. Na zewnątrz na pewno było duszno, ale w środku panował przyjemny chłód. Rainie oparła się o parapet i z szóstego piętra patrzyła na okolicę. Różnica czasu zaczynała robić swoje. Kimberly pewnie będzie spać do rana. Z sypialni Quincy'ego nie dochodziły żadne odgłosy. Sprawdź małe miasteczko. Gdyby ludzie nie szeptali w czasie długich, deszczowych zim, wszyscy by powariowali. Ta Conner jest twarda. Trzeba na nią uważać. Zabiła własną matkę. Rainie westchnęła i zdała sobie sprawę, że facet w granatowym garniturze wciąż się jej przygląda. – Mogę w czymś pomóc? – zapytała ostro. – Lorraine Conner? – To zależy. A kim pan jest? Uśmiechnął się, unosząc lekko jeden kącik ust. Zmarszczki przy oczach pogłębiły się. Uśmiech ten olśnił ją. Szczupła twarz łowcy. Świdrujące spojrzenie błękitnych oczu. Zapominając się na chwilę, Rainie zatrzymała na przybyszu wzrok dłużej, niż wypadało. Poczuła się zażenowana. Kimkolwiek był, wolałaby, żeby już sobie poszedł. – Agent specjalny Pierce Quincy z FBI.