Nie miała zamiaru omawiać swoich poglądów na sztukę z tym człowiekiem.

– Uwielbiam jeść na świeżym powietrzu. Richard zaśmiał się. – No tak, to twój pierwszy sierpień w południowej Luizjanie. Gorąco tu, prawda? Podoba ci się? – Tak, chociaż, prawdę mówiąc, mogłabym się rozpuścić. Ułożyła brodę na piąstce. Był to gest, który Richard często widywał u Kate i teraz był zaskoczony, jak bardzo Julianna przypominała mu żonę. – Czy jeszcze kiedyś będzie tu chłodno? – dodała po chwili. – Tak, ale nie wcześniej niż w październiku. Pod sam koniec. – Żartujesz! – Sam tego żałuję, ale to prawda. – Posłał jej kolejny uśmiech. – Wyobraź sobie, jak to było, kiedy nie mieliśmy klimatyzacji. Julianna wstrząsnęła się zabawnie na tę myśl. Po chwili sięgnęli po menu. Kiedy je odłożyli, natychmiast pojawiła się uśmiechnięta kelnerka, żeby przyjąć zamówienie. Richard obserwował Juliannę, gdy rozmawiała z kelnerką, i myślał, że jest naprawdę podobna do jego żony. Im dłużej patrzył, tym bardziej wydawało mu się to uderzające. Zauważyła jego wzrok i zaczerwieniła się jak mała dziewczynka. http://www.psychoterapeuta-kolobrzeg.pl/media/ nastolatką i widocznie nie potrafiła sprostać tej sytuacji, która ją przerosła. – A więc umawiamy się, że nikogo nie nienawidzimy, tak, Freyo? – Tak, nikogo – odpowiedziała sennie dziewczynka. – A w każdym razie nie naszych tatusiów ani mamuś – dodała z uśmiechem. ROZDZIAŁ J EDENASTY Wkładając elegancką sukienkę na piątkową imprezę pożegnalną, Lily ledwie mogła uwierzyć, że minęły zaledwie dwa tygodnie. Wydawało się jej, że są tu znacznie dłużej. Zrobili tyle wycieczek i niemal przez cały czas przebywali razem, przez co jeszcze bardziej zżyła się z tą rodziną. Z wyjątkiem incydentu ze skaleczonym palcem Freyi oraz kilku drobnych dziecięcych sprzeczek nic nie zakłóciło tych wakacji, które dla Lily były

Zatrzymała się przy samym kominku, który rozgrzewał mile jej bose stopy. Wyczuwała, że Richard jest gdzieś za jej plecami. - Dołącz do mnie - zaproponował. Odwróciła się. Siedział w fotelu o wysokim oparciu, na tyle daleko w cieniu, że nie mogła dostrzec jego twarzy. Zawsze wiedział dokładnie, jak pada cień i gdzie usiąść lub Sprawdź Za drzwiami ogłusza ją ryk samochodu z podrasowanym silnikiem. Odskakuje przerażona, kiedy wóz z piskiem opon zatrzymuje się kilka metrów od niej. Chce zwymyślać chłopaka, który wyskakuje zza kierownicy, ale zanim otwiera usta, ten szczerzy zęby. - Cześć! - woła. - Jesteś pewnie April, prawda? Laura przygląda mu się, mrużąc oczy. Rozumie tylko tyle, że bierze ją za kogoś innego. - O rany! Znowu mi się pokręciło - tłumaczy się chłopak, całkiem przystojny brunet. - Paris, oczywiście, że Paris, a nie April. - Amber, idioto - podpowiada mu jasnowłosy kolega, który z nim przyjechał. - Amber, jasne, że Amber. Taki sposób podrywania zwykle ją irytuje. Ale nie teraz. Wytrzymała z Grace cały dzień. Jest jej pierwszą opiekunką, która dostała czek. Za niecałe pół godziny znajdzie się tam, gdzie będą fajni ludzie. Ma zatem co najmniej trzy powody do radości. Laura nie pamięta, kiedy była w tak dobrym humorze. Uśmiecha się z pobłażaniem do bruneta, który wydaje jej się dość sympatyczny. - Ani Paris, ani April, ani Amber. - No, oczywiście, że nie! - woła ciemnowłosy chłopak, po czym patrzy na swojego kolegę tak, jakby go chciał zamordować wzrokiem. - Sam jesteś idiotą - mówi cicho. - Cześć! Już myślałem, że nie przyjedziecie! - woła ktoś bardzo niskim, ale przyjemnym głosem. Laura odwraca się i widzi chłopaka. Wyszedł z oświetlonej altany, z której dochodzą dźwięki ostrego rocka. Rozpoznaje go. To ten z rudymi włosami, w którym doszukała się podobieństwa do Grace.