– Rozegraj to tak, jak chcesz, stary – szepnęła Helena, kiedy usiedli przy stoliku. – I tak wiem, że robisz w portki z radości. Luke posłał jej rozbawione spojrzenie. – Robię w portki? Heleno, co to za język?! Uśmiechnęła się łobuzersko. – Odpieprz się. Wiesz przecież, że jestem z Nowego Jorku. Zaśmiał się znowu. Helena miała rację. Naprawdę cieszył się, widząc tych wszystkich ludzi. Nic, nawet czek na sporą sumę, nie zastąpi uznania czytelników, choć oczywiście nie był wrogiem czeków. Kierownik księgarni otworzył drzwi. Pierwsze osoby wtargnęły do środka. Przez następne półtorej godziny Luke tylko podpisywał książki. Bolały go już mięśnie twarzy od ciągłego uśmiechania się do czytelników. Helena i kierownik podawali mu otwarte na tytułowej stronie wciąż nowe egzemplarze ,,Martwego kontaktu’’. Czekający byli bardzo mili. Luke żałował, że nie może sobie uciąć krótkiej pogawędki z tym lub owym czytelnikiem, jednak nie było czasu na takie uprzejmości. Chyba że chciał doprowadzić do kłótni w kolejce. Na szczęście widział już jej koniec. Rzucił okiem, starając się ocenić, czy nie zabraknie książek i ile jeszcze czasu zajmie podpisywanie. Od trzymania pióra zaczęły boleć go palce. http://www.prawo-medyczne.info.pl - Rzeczywiście przykra sprawa - przyznaje Julien Rousselin. - Wiem jednak, że Maureen trafiła do dobrego lekarza. Wierzę, że z tego wyjdzie i do nas wróci. Wszyscy, którzy o niej wspominali, mówili o baletowych umiejętnościach Maureen z takim zachwytem, że Laura mogłaby być zazdrosna. Ale to uczucie - przynajmniej wobec zawodowych tancerzy oraz koleżanek i kolegów uczących się tańca klasycznego - jest jej obce. Jeśli ktoś jest naprawdę dobry, podziwia go bez cienia zazdrości. - Tyle że to trochę potrwa - ciągnie mistrz. - A tymczasem brakuje nam tancerki w obsadzie Giselle. Laurze obiło się o uszy, że Julien Rousselin pracuje ze swoimi podopiecznymi nad tym baletem, który ma być wystawiony w miejskim teatrze. - Premiera ma się odbyć za trzy miesiące i nie ma możliwości, żeby do tego czasu Maureen mogła wystąpić. Laura próbuje zgasić w sobie rodzącą się nadzieję. Nie, to niemożliwe, żeby mi zaproponował zastąpienie Maureen, jego najzdolniejszej uczennicy. Byłby to nadmiar szczęścia, na które niczym sobie nie zasłużyłam, zwłaszcza po tym, co dziś zademonstrowałam. Mimo to pyta nieśmiało: - Czy chodzi o rolę Mirty? Większość dziewcząt śniących o karierze tancerki marzy o roli Giselle, tytułowej bohaterki baletu, który obok Jeziora łabędziego i Dziadka do orzechów należy do stałego repertuaru szanujących się teatrów. Laura jednak jest skromna w swych pragnieniach. Dla niej szczytem szczęścia byłaby rola Mirty. - Nie, brakuje nam Giselle - mówi Julien Rousselin. Laura wciąż nie dopuszcza do siebie jedynego możliwego wyjaśnienia faktu, że zatrzymał ją po lekcji. - Trzy miesiące to trochę mało na nauczenie się roli od początku - ciągnie nauczyciel - ale nie jest to nie możliwe. Laura nie wytrzymuje napięcia. - Ja? - pyta z niedowierzaniem. - Sądzi pan, że mogłabym...? - A jak ty myślisz? - Nie wiem... Nie jestem pewna, zwłaszcza po tym moim dzisiejszym koszmarnym jęte. Ale... bardzo bym chciała spróbować. Julien Rousselin uśmiecha się. - Każdej tancerce wcześniej czy później zdarza się wylądować na pupie - mówi, poklepując ją przyjacielsko po ramieniu. - A ty w dodatku zrobiłaś to całkiem sprawnie. Laura wie, co mistrz ma na myśli. Umiejętność padania w ten sposób, żeby chronić stawy i ścięgna, jest u tancerzy równie istotna, jak trzymanie właściwej pozycji i poprawne wykonywaniu skoków i figur. Giselle, myśli rozmarzona. Rola, w której występowały największe primabaleriny, Anna Pawłowa, Alicia Alonso, Carla Franci... - Zrobię wszystko, żeby nauczyć się tej roli - mówi pośpiesznie, w obawie że mistrz się rozmyśli.
Dziwnie wzruszona, skinęła głową. – Napijesz się kawy? – Już piłem. Poczęstuj się, jest w ekspresie, a kubki znajdziesz w szafce tuż nad nim. – Dzięki. – Otworzyła szafkę i wybrała sobie kubek. Należał do materiałów promocyjnych jego ostatniej książki. Nazwisko Luke’a i tytuł Sprawdź z Powersem. Mimo całego lęku dobrze jechało jej się z Lukiem. Wspominali dawne czasy, żartowali, czasami, kiedy mieli na to ochotę, milczeli. Chwytali w mig wszystkie swoje sugestie. Rozumieli nawzajem swoje potrzeby. Bardzo przeszkadzała jej obecność Julianny. Gdy tylko na nią spojrzała, od nowa dostawała białej gorączki. Nigdy nie sądziła, że ktoś tak szybko i łatwo zdoła zrujnować jej życie. Parę razy zauważyła, że dziewczyna spogląda na Emmę z wyrazem tęsknoty. Czuła się wówczas zagrożona, lecz bezbronna. Nie miało to nic wspólnego ze strachem przed Johnem Powersem. Bała się, że Julianna zechce odzyskać córkę. Nie ufała jej. Była przekonana, że dziewczyna mogłaby zabrać małą i zostawić ją