- Nie. Więc nie przeprosisz? Nawet przez wzgląd na pamięć mojej matki, a twojej

razem, jak rozweselał ją swoim uśmiechem, kiedy była smutna. A pani Cooper? Kochana pani Cooper, która zawsze miała dla niej coś do jedzenia, ile razy mama za karę nie pozwalała jej siadać do stołu? Która podsuwała różne smaczne kąski i zabronione przez mamę łakocie? Była tak zrozpaczona, taki straszny przygniatał ją ciężar, że niemal nie mogła oddychać. Tęskniła za panią Cooper, chciała, żeby Danny znowu był jej przyjacielem. Po policzku spłynęła gorzka łza, po niej następna. Źle postąpiła. Nie powinna była kłamać. Poprosi mamę, żeby obydwoje, Danny i jego babcia, wrócili. Usłyszała głos matki w holu, jak wracała z porannej mszy. Szybko otarła łzy. Kiedy mama dowie się, jak wygląda prawda, na pewno zmieni zdanie. Nie będzie już złościć się na panią Cooper ani obwiniać Danny’ego. Wyprostowała się. Danny nie zrobił przecież nic złego, jego babcia tym bardziej. Mama to zrozumie i przyjmie biedną gospodynię z powrotem. Nie może jej przecież karać za błędy własnej córki. Trzeba tylko zdobyć się na odwagę i powiedzieć mamie prawdę. Przypomniała sobie, jaki wyraz miała twarz Hope poprzedniego dnia i zaczęła się trząść ze strachu. Czuła jeszcze na skórze bolesne pociągnięcia szczotki, słyszała ostre oskarżenia, bezwzględne słowa mówiące o Szatanie i Piekle. A jeśli mama znowu ją ukarze? Skuliła się w krześle, jakby chciała stać się niewidzialna. Może powinna o wszystkim opowiedzieć tacie, a on porozmawia z mamą, albo sam przyjmie na powrót panią Cooper? Tak, ale wczoraj rodzice strasznie się pokłócili. Tata krzyczał coś o rozwodzie. Gloria zacisnęła z całych sił powieki. Co pocznie, jeśli rodzice naprawdę się rozstaną? Wiedziała, jak to jest: będzie musiała zamieszkać z mamą. Jak to wytrzyma? Nie. Nie może prosić ojca o wstawiennictwo. Sama musi powiedzieć mamie o wszystkim. Jeśli stchórzy, nigdy więcej nie zobaczy pani Cooper ani Danny’ego. Musi się przyznać. Ze ściśniętym sercem zsunęła się z krzesła i na palcach ruszyła ku drzwiom. Zatrzymała się w progu i wychyliła ostrożnie głowę. W holu nie było nikogo, ale domyślała się, gdzie może być matka. Każdego ranka po mszy wypijała filiżankę herbaty i przeglądała gazety w pokoju ogrodowym. Tam ją znalazła. Zawahała się na moment przy wejściu. Mama wyglądała tak ślicznie. Opromieniona blaskiem porannego słońca, w prześwietlonej promieniami delikatnej koronkowej bluzce, przypominała jakąś anielską istotę. Piękny anioł o ciemnych włosach. - Mamo? - zaczęła drżącym głosem. Hope podniosła głowę i wrażenie prysło - pełne gniewu oczy, zaciśnięte usta. Gloria mimowolnie cofnęła się o krok. - O co chodzi, Glorio? - Czy... mogłabym z tobą porozmawiać? Matka zastanawiała się przez moment, wreszcie skinęła przyzwalająco głową i odłożyła gazetę. - Słucham - oznajmiła sucho. - Mamusiu... chciałam... powinnam... - odchrząknęła. - Okłamałam cię, mamusiu. Matka uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. http://www.prawo-medyczne.edu.pl/media/ - A co czujesz do Roberta Ellisa? - Bardzo go lubię. Lecz on jest tylko wicehrabią, ty natomiast hrabią i to dużo bogatszym. - Prawda. A gdybym ci powiedział, że...? Rozległo się pukanie. - O co chodzi? - warknął. Do pokoju wsadził głowę Thompkinson. - Przepraszam, ale czy mógłbym dostać pióro, atrament i papier dla... dla Wimbole'a, milordzie? - Oczywiście. W moim gabinecie. Całe szczęście, że nie poprosiła o proch strzelniczy... na razie. - Dobrze, milordzie. Kiedy drzwi się zamknęły, spojrzał na Rose.

- Alexandra jest w Londynie. - Naprawdę? Gdzie się zatrzymała? Och, muszę jej powiedzieć o Robercie! - Pamiętaj, że to nie jest temat do „Timesa”. - Chwycił ją za rękę, żeby nie zaczęła tańczyć po pokoju. - To ważne, Rose. Musimy sobie nawzajem pomóc. Skinęła głową. Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Co mam zrobić? Sprawdź Potrząsnął kratą. - Jest większy niż moja piwnica, ale też stanowi dla ciebie więzienie. Zbliż się przynajmniej i mnie pocałuj. Skrzyżowała ramiona. - Przypominam, że to ty zamknąłeś mnie w piwnicy. Tutaj jestem z własnej woli. Pokiwał głową. - Jesteś tu, bo nie wiesz, dokąd uciec. - Według ciebie i mojego drogiego wuja już nie muszę uciekać. Cieszę się teraz jego poparciem. - Przepraszam, że pchnąłem cię w objęcia Monmoutha, ale nie miałem wyjścia. - Dlaczego? - Bo nie wyszłabyś za mnie pod pretekstem, że nie chcesz mojej pomocy. Teraz już jej nie potrzebujesz.