– Tak. Znów i wyraźniej. Nieskończoność kosmosu oznacza nieskończoną powtarzalność

na „pan”. Ale dziwnie byłoby robić sobie ceremonie z chłopczykiem o zmąconym umyśle, do tego jeszcze gołym. – No, no, chodź. – Polina Andriejewna wyciągnęła do niego obie ręce. – To ja, siostra Pelagia, poznałeś? Poprzednio Aleksy Stiepanowicz i duchowa córa przewielebnego zdecydowanie za sobą nie przepadali. Raz czy dwa zuchwały młodzieniec próbował nawet zażartować sobie złośliwie z zakonnicy, ale natrafił na nieoczekiwanie silny opór i od tej pory udawał, że nie zwraca na nią uwagi. Teraz jednak nie było co wspominać dawnej zazdrości ani starych, niemądrych porachunków. Serce Poliny Andriejewny pękało z żalu. – Masz, popatrz, co ci przyniosłam – łagodnie jak do dziecka powiedziała młoda kobieta i zaczęła wyjmować z wiszącego na szyi ręcznej roboty woreczka tarteletki, kanapeczki i pierożki mignon, zręcznie zgarnięte z talerza podczas kolacji. Okazało się, że nie taki znów wilczy apetyt miał gość doktora Korowina. Obnażony faun łapczywie wciągnął nosem powietrze i skoczył w dół. Nie utrzymał się na nogach, zachwiał się, upadł. Och, całkiem słaby – pomyślała Polina Andriejewna, chwytając chłopca za ramiona. – Masz, masz, zjedz. Prosić Aleksego Stiepanowicza nie było trzeba. Łapczywie chwycił od razu dwa pierożki mignon i wpakował je sobie do ust. Nie zdążył ich przeżuć, a już sięgnął po więcej. Jeszcze tydzień, najwyżej dwa i umrze – przypomniała sobie Lisicyna słowa lekarza i zagryzła usta, żeby nie zapłakać. http://www.pracowniaemg.info.pl/media/ starali się przeniknąć sens, czasami bez powodzenia. Weźmy choćby ową „wodę gruszową”. Opowiadają, że raz przełożony eremitów, pokazując kostur jednego ze starców, oznajmił posępnie: „I rozpukły się wszystkie wnętrzności jego”. Kierownictwo klasztoru długo przeglądało Pismo, aż znalazło te słowa w Dziejach Apostolskich, gdzie opisane jest samobójstwo godnego pogardy Judasza, i przeraziło się bardzo, że pustelnik dopuścił się na sobie najstraszniejszego z grzechów śmiertelnych. Przez trzy dni bito w dzwony, poszczono najsurowiej i odprawiano nabożeństwa za oczyszczenie od zła, a potem okazało się, że starcowi przydarzyła się tylko biegunka i igumen prosił o przysłanie odwaru z gruszy. Kiedy najstarszy z pustelników mówił wioślarzowi: „Pozwalasz odejść słudze swemu”, oznaczało to, że jeden pokutnik został dopuszczony do Pana, i powstały w ten sposób wakat natychmiast zajmował nowy wybraniec spośród oczekujących swojej kolejki. Niekiedy fatalne słowa wypowiadał nie schiigumen, tylko jeden z dwóch pozostałych milczków. W ten sposób w klasztorze dowiadywano się, że poprzedni starzec został powołany do Świętego

– Tydzień, najwyżej dwa i... – Doktor wymownie pokiwał głową. – Oczywiście, jeśli nie zdarzy się cud. – Jaki cud? – Jeśli nie znajdę sposobu, żeby zatrzymać proces chorobowy i obrócić go wstecz. No dobrze, chodźmy. Nic pan z niego nie wyciągnie, tak samo jak pański poprzednik. Wróciwszy do gabinetu Korowina, zaczęli rozmawiać już nie o nieszczęsnym Aleksym Sprawdź – Przepraszam – rzuciła, zażenowana swoim wybuchem. – Zarzucam ci, że traktujesz mnie jak pacjentkę, a tymczasem to ja traktuję cię jak psychiatrę. – Nie jestem twoim terapeutą – powiedział spokojnie. – Wyjaśnijmy to od razu. – Oczywiście, że nie. Nie potrzebuję terapeuty! Uniósł brwi. Rainie jeszcze bardziej się zmieszała. Znów wziął ją za rękę. Jego spojrzenie działało na nią uspokajająco. – Rainie, posłuchaj mnie. To syndrom stresu pourazowego. Czternaście lat temu przeżyłaś wielki wstrząs. I choć poradziłaś sobie z nim na wielu płaszczyznach, on wciąż miał na ciebie wpływ. Teraz, kiedy byłaś świadkiem podobnej sytuacji, wspomnienia wróciły. Każdemu może się taka historia przytrafić. Podczas wojny w Zatoce związek weteranów musiał powołać specjalne telefony zaufania dla żołnierzy z Wietnamu, którym nagle zaczęły się przypominać wydarzenia sprzed dwudziestu lat. Za każdym razem, gdy w którejś ze szkół dochodzi do strzelaniny, wszystkie dotknięte kiedyś podobną tragedią społeczności