- Ja tylko chcę tego, co najlepsze dla mojej córki.

nim. Teraz my sie zabawimy. Ty i ja. Spodoba ci sie to, skarbie. - Przesunał lufa rewolweru po jej policzku. Marla wyciagneła reke, ale Monty błyskawicznie przyło¿ył lufe do główki Jamesa. - Ho, ho, ho. Nie chcesz chyba, ¿eby mózg tego małego zapaskudził winde, prawda? Kylie omal nie zwymiotowała. Dr¿ała na całym ciele, nogi sie pod nia uginały. Oblał ja zimny pot. - Jestes szalony - wyjakała. Monty wcisnał guzik najni¿szego poziomu i wyrwał dziecko z jej ramion. Próbowała mu je odebrac, ale wtedy pchnał ja na sciane. Dziecko krzyczało przerazliwie. - Albo grzecznie ze mna pójdziesz, Marla, albo zabije tego bachora na twoich oczach... nie, raczej zabiore go ze soba i nigdy sie dowiesz, co sie z nim stało, rozumiesz? Nie dowiesz sie, czy ¿yje, czy nie, czy mo¿e dla rozrywki torturuje go całymi dniami. Spedzisz reszte ¿ycia w swoim małym, prywatnym piekle. - Predzej cie zabije! - krzykneła Kylie, spogladajac na guzik alarmu. Wiedziała jednak, ¿e nigdy go nie nacisnie, nigdy nie zaryzykuje ¿ycia swojego syna. http://www.podloga-drewniana.info.pl dół. Ta kobieta tak bardzo ró¿niła sie od Marli, która znał przed laty, a jednak tak go do niej ciagneło. Pragnał jej, chciał sie z nia kochac, mo¿e jeszcze bardziej ni¿ pietnascie lat temu. Była inna, czuł to. Dojrzała. Swiadoma siebie. Samodzielna. Seksowna w naturalny, bezpretensjonalny sposób. Ta silniejsza od dawnej Marli kobieta wydała mu sie niezwykle atrakcyjna. Daj sobie spokój - próbował sie opanowac, idac do kuchni. Przeraził ja smiertelnie, pukajac do jej pokoju. W pierwszej chwili sprawiła na nim wra¿enie takiej kruchej, takiej bezbronnej, ¿e nagle zapragnał ja przytulic. Kochac sie z nia. Do utraty tchu. Do diabła, ale z niego głupiec. Ma tyle do zrobienia, zanim bedzie mógł pozwolic sobie na te kosmate mysli, ale zdaje sie, ¿e jego zmysły tego

Sędzia zachichotał, chociaż jego twarz wcale nie była pogodna. - Odkąd to masz mi coś do powiedzenia? Poczuła, jak sztywnieją mięśnie jej karku. - Odkąd nie mam wyboru. - Czy to może poczekać? - Zerknął na zegarek i się nachmurzył. - Muszę wpaść do biura, potem na ranczo, a potem spotykam się z inwestorami na śniadaniu w Coopersville. Sprawdź - To znaczy? - Teraz kiedy McCallum jest na wolności, ludzie są zdenerwowani i mówi się, że będą przez niego kłopoty. - To akurat żadna nowość. - Ale jeśli on dzwoni do ciebie... - Zaraz, chwileczkę. Ktoś zadzwonił do domu. Nie do mnie. I nawet nie wiemy, czy to był McCallum. Nevada zacisnął wargi. - Jest coś jeszcze. - Co takiego? - zaniepokoiła się. - Kręci się tu jakaś reporterka, Katrina Nedelesky, i wszystkich wypytuje. Pisze dla magazynu „Lone Star”. Ludzie mówią, że ma powstać seria artykułów o zamordowaniu Estevana i wypuszczeniu na wolność Rossa McCalluma. - A więc sprawa znowu zostanie rozgrzebana. 96