rosyjskich krewnych odziedziczył tytuł wielkiego księcia, a po ojcu został hrabią Talbot. Co

- Co zapamiętałeś najlepiej? - Wschody słońca. I sztormy. Zwłaszcza jeden, który złapał nas niedaleko Krety. Fale miały z dziesięć metrów wysokości. Potężne ściany wody waliły się na pokład z takim hukiem, że nie słyszałem kolegi krzyczącego mi prosto do ucha. Takie przeżycie bardzo człowieka zmienia. - W jaki sposób? - Po prostu nagle uświadamiasz sobie, że bez względu na to, kim jesteś, istnieje siła dużo od ciebie potężniejsza. Wobec natury wszyscy jesteśmy równi, Bello. Spójrz na morze. - Skinął ręką w stronę migotliwego błękitu. - Jest teraz takie spokojne i piękne. Ciekawe, że sztorm nie odbiera mu piękna, jedynie czyni je bardziej groźnym. - Lubisz niebezpieczeństwo? - Czasami. Jest w nim coś kuszącego. Wiedziała o tym. Sama odkryła to kilka lat temu. Edward dał sygnał, że zjeżdża na pobocze. Zignorował zaniepokojoną minę agenta ochrony, który wyskoczył z drugiego samochodu, i otworzył drzwi od strony Belli. - Przejdźmy się po plaży - zaproponował, wyciągając rękę. - Obiecałem, że nazbieram muszelek dla Marissy. - Twoi ochroniarze nie wyglądają na zachwyconych - zauważyła. Jej także nie podobał się pomysł spaceru po zupełnie odkrytej przestrzeni. - Nie przejmuj się nimi. Chodź! Przecież sama mówiłaś, że morskie powietrze jest bardzo zdrowe. - No dobrze. - Bez entuzjazmu podała mu rękę. Pocieszyła się, że dopóki ona gra swą rolę bez zarzutu, on jest bezpieczny. - Tylko pamiętaj - dodała - że muszle muszą być duże. Dzieci w wieku Marissy wszystko biorą do buzi. - Jak zawsze praktyczna! - Roześmiał się. - Może wobec tego zdejmijmy też buty. Kiedy pomagał jej przejść przez niski falochron, zauważył, że ciągle zerkała na ochroniarza trzymającego się za nimi w dyskretnej odległości. - W tych wodach pewnie są piękne rafy koralowe. - Ruchem głowy wskazała turkusową płyciznę. - Nurkujesz? - Nie - skłamała. - Słabo pływam. Kiedyś byłam na wystawie w Londynie i tam widziałam fragment rafy. Stąd wiem, że niektóre muszle są nie tylko piękne, ale i bardzo cenne. - Moje szczęście, że Marissa ma jeszcze mało wyszukany gust - zauważył, prowadząc ją za rękę w stronę cieniutkiej linii wyznaczonej na piasku przez fale. - Kilka skorupek małży zupełnie jej wystarczy. http://www.panelepodlogowe.net.pl/media/ Potem zaś kilku lokajów podało im śniadanie w jasnobłękitnej jadalni. Słudzy w białych perukach wchodzili gęsiego przez wielkie białe drzwi, niosąc kawę, herbatę, ciasta, a także wędliny, jajka i ciepłe grzanki na srebrnych półmiskach z pokrywami. Becky, w luźnej sukni z kwiecistego muślinu, spojrzała na Aleca. Zrzucił już zakrwawioną odzież i przebrał się w ubranie brata, które całkiem nieźle na nim leżało, lecz było - jak narzekał - „rozpaczliwe nieciekawe”. Posiłek poprawił im humory i Becky stwierdziła, że ma lepszy apetyt, niż można by się spodziewać. - Kto to? - spytała. Portret nad alabastrowym kominkiem przedstawiał majestatyczną kobietę z figlarnym błyskiem w ciemnych oczach. Alec ledwie spojrzał ku niemu. - To moja matka. Opuściła nas, kiedy byłem mały. - Opuściła? - No, umarła. Czy to nie wszystko jedno? Becky zdumiała się.

- Oczywiście, może pani odejść. - Do końca tygodnia muszę otrzymać to, o co prosiłam. - Wkrótce dostanie pani świąteczny prezent od ciotki z Brighton. Skinęła głową i wyszła. Blaque wrócił na sofę. Usiadł wygodnie i dopalając cygaro pomyślał o tym, że bardzo ją polubił. Nawet trochę żałował, że będzie musiał ją zabić. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Edward skończył czytać akta dopiero późnym popołudniem. Niektóre z materiałów zadziwiły go, inne przeraziły, jeszcze inne wprawiły we wściekłość. I choć przeczytał każde słowo, nadal nie był pewien, czy zdołał poznać Bellę. Mimo to chciał z nią porozmawiać. Zdawał sobie sprawę, że może być już za późno, niemniej chciał spróbować. Zwłaszcza że teraz sam przystąpił do spisku. Sprawdź kieszeniach. - Od jak dawna jesteś w Londynie? - Od... od jakiś ośmiu godzin. - Aż tak długo? - Uniósł z rozbawieniem brwi. - Przybyłam tu dzisiejszego wieczoru. - Skąd? - Z Yorkshire. - Ach, dziewczyna z północy. To znakomicie, ja też stamtąd pochodzę. Wychowałem się w Cumberland. Jestem wiejskim chłopcem... Uśmiechnęła się mimo woli. Niemożliwe, by ten złoty londyński młodzieniec kiedykolwiek kosił siano albo strzygł owce. - Ale stolica to nie Yorkshire, ma cherie. Nie możesz się zachowywać w ten sposób w Londynie, bo może ci się przytrafić coś złego.