– Boże, znowu muszę ją budzić – jęknęła. – Przecież dopiero co zasnęła.

-mruknął, jakby próbował samego siebie o tym przekonać. -Andrea, niczym oskrażeniami, obrzucała mnie opiniami chirurgów, pełnymi odrazy spojrzeniami. Wydawało się jej, że ich nie widzę. Laura dyskretnie otarła łzy z policzka. Dopilnowała, żeby nie było słychać wzruszenia w jej głosie. -A teraz? -Nie żałuję niczego, co zrobiłem tamtego wieczora - powiedział, a potem, ku jej zaskoczeniu, zaśmiał się cicho. - No, może wdepnąłbym mocniej pedał gazu. Wypiła łyk wina, po czym włożyła resztę papierów i zdjęć do pudełka stojącego na podłodze. Richard zesztywniał, gdy wstała i ruszyła w jego kierunku. Cienki szlafroczek przylegał do szczupłego ciała. - Nie podchodź - wyszeptał niezbyt kategorycznie. Nie posłuchała. Pochyliła się nad nim. Wciągał w nozdrza cytrynowy zapach jej skóry i włosów. - Lauro. Był zupełnie nieruchomy. Gdy uniosła dłoń, złapał ją za nią, ale wyrwała rękę. Dotknęła nieoszpeconej strony jego twarzy, http://www.otolaryngolodzy.pl/media/ Spojrzał jej w oczy. Patrzył, jak przysuwa się bliżej. Wbrew swojej woli cały się napiął. Zarzuciła mu rękę na szyję i przyciągnęła go do siebie. Przywarła ustami do blizn na czole, na powiekach, na policzku. Potem zaczęła rozpinać mu koszulę. Obsypała pocałunkami również szramy na jego szyi i ramionach. Jęknął, złapał ją w pasie i próbował od siebie odepchnąć, odwrócić. -Lauro, nie. -Nie odpychaj mnie, Richardzie. Proszę cię. Zniosłeś ból, gdy rany były świeże. Teraz to tylko blizny na twojej duszy. - Pokręcił głową, ale ona nie przestała obsypywać go pocałunkami. Rozpinała guzik po guziku. Jej wargi były jak

Nawet z tej odległości dostrzegł, że jest wściekła. O co? Przecież to ona flirtowała z dostawcą. Facet spojrzał w tym samym kierunku, co ona. Szybko oddał kubek, pożegnał się i odszedł. Kelly chodziła teraz za kociakiem na czworakach. Dobrze było zobaczyć znowu uśmiech na jej twarzy. Była ponura przez Sprawdź – To raczej wykluczone. Nie jesteś w moim typie. – Widzisz, Kate, że to nie ja zaczęłam – powiedziała Marilyn, patrząc koso na kolegę. – To on jest nieprzyzwoity! Kate podniosła ręce do góry. – Spokój, spokój! Widzę, że nigdy się nie zmienicie. Tylko nie wystraszcie mi wszystkich klientów, dobra? Nie czekając na odpowiedź, skierowała się w stronę zaplecza. Po drodze sprawdziła zapasy i zapisała, co trzeba dokupić. Karty zegarowe leżały równo na jej biurku. Westchnęła i zabrała się do pracy, gdy ktoś zastukał do drzwi. – Mamy problem – rzucił zza progu Blake. Gestem zaprosiła go do środka. – O co chodzi?