cos, co przypominało zupe z zielonego groszku.

125 - Pani nazywa się Shelby Cole! Aż podskoczyła, słysząc damski głos. Gorąca kawa wylała się z kubka i poparzyła jej palce. Podniosła głowę i spojrzała w oczy filigranowej kobiety, której nie poznawała. - Katrina Nedelesky - powiedziała nieznajoma, wyciągając rękę. - Ach, ta reporterka. - Zgadza się. Magazyn „Lone Star”. - Ujęła dłoń Shelby małymi, mocnymi palcami i uścisnęła ją zdawkowo. - Chciałabym z panią porozmawiać. Shelby zerknęła na zakrzywione lustra w pobliżu sufitu. Na zniekształconym odbiciu było widać, że stojąca przy kasie Vianca bacznie obserwuje obie panie. - O czym? - O wszystkim. Zapewne słyszała pani, że robiłam wywiad na wyłączność z Calebem Swaggertem, ale on zmarł dziś po południu. Shelby spojrzała w błękitne oczy kobiety. Chociaż nigdy wcześniej jej nie widziała, było w Katrinie coś znajomego, jakieś od dawna zagrzebane wspomnienie, które przebijało się na powierzchnię, ale, tak jak jej własne odbicie w zakrzywionym lustrze, to coś było zniekształcone i dalekie. - Nie wiem, jak mogłabym pomóc - powiedziała Shelby, czując na plecach wzrok Vianki. W końcu Katrina chyba zrozumiała, że to nie jest to odpowiednie miejsce na rozmowę o morderstwie Estevana. - Zadzwonię do pani. Mieszka pani z ojcem, prawda? - Na razie. http://www.ortopedawarszawa.net.pl/media/ Postawił Candice na podłodze, wyrwał Donny’emu pistolet na wodę, a potem zdjął buty. - Gdzie Timmy i Robby? Używając dwóch postrzępionych rękawic, Peggy Sue wyciągnęła z piekarnika ciasto z brzoskwiniami i ostrożnie postawiła je na górnej płycie. - Timmy chyba wypełnia podania do Safewaya i do młyna Cole’a. - Zdjęła folię, którą była wyłożona forma do ciasta. - A Robby mamrotał coś, że idzie popływać z Billiem Rayem i Pete’em Dauberem. - Nie podoba mi się, że zadaje się z chłopakami Dauberów. Oni zawsze coś narozrabiają. - Sięgnął do lodówki i znalazł zimną puszkę Pabst Blue Ribbon. - Pewnie gdzieś popalają... - A, a, a - Peggy Sue rzuciła mężowi ostrzegawcze spojrzenie, a potem wymownie zerknęła na młodsze dzieci. - Porozmawiamy o tym później. - Powinien sobie znaleźć jakąś pracę na wakacje. - W zeszłym miesiącu zbierał siano. - I mógłby to dalej robić, gdyby się nie pokłócił ze starym Kramerem. - Shep był w coraz gorszym nastroju.

- Postawie ci drinka. Na dole jest pełny barek. - Tego mi własnie trzeba po wszystkich lekach, jakie mam jeszcze we krwi - za¿artowała, usmiechajac sie olsniewajaco. - Wezme tylko szlafrok. Wróciła do pokoju, a podczas jej trzydziestosekundowej nieobecnosci Nick ze sto razy nazwał sie w duchu idiota. Sprawdź oczami staneły jej ich przystojne twarze. Ronnie. Sam. Benton... i inni... ale ¿aden z nich nie dotykał jej tak, jak Nick. ¯aden nawet w połowie mu nie dorównywał, ani jako człowiek, ani jako kochanek. - Lepiej usiadz sobie - zaproponował Nick, przekładajac delikatnie Jamesa z jednego ramienia na drugie. -I powiedz mi, o co chodzi. - Pamietam... wszystko sobie przypomniałam - powiedziała, patrzac na parapet, na którym czesto wylegiwał sie jej czarno-rudy, pregowany kot, jedyne zwierze, jakie kiedykolwiek posiadała. Miał zielone oczy i potrafił podrzec ka¿da ilosc ponczoch, które chowała w szufladzie. Nazwała go Wagabunda. Zniknał dwa lata po tym, jak sie pojawił. Kylie