podstawione dłonie chłopca.

ziemi na pół metra i zerknął w dół, próbując sobie wyobrazić własnego dziadka, który przed sześćdziesięciu laty znajdował się w tym samym miejscu. W czasie roztopów woda musiała być tu bardzo wysoka i niebezpieczna. Czy Joshua Wheaton zdążył zauważyć jej piękno? Czy w ogóle dostrzegał takie rzeczy? W dzieciństwie Sebastian pragnął zostać takim bohaterem jak dziadek. Teraz zastanawiał się, czy Joshua nie skoczył do wodospadu ze zwykłej bezradności, wyłącznie dlatego, że nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Usłyszał jakiś dźwięk. Kamienie, piasek, ruch. Zareagował instynktownie, ale wiedział, że jest już za późno. Pozwolił myślom błądzić, a teraz nie miał już czasu na żaden manewr. Z góry leciała na niego lawina kamieni, piasku i ziemi. Stojąc na wąskiej półce, nie miał gdzie uskoczyć. Wyciągnął rękę w stronę pnia drzewa, ale kamień wielkości piłki tenisowej trafił go pod kolano. Zdawało mu się, że z góry usłyszał westchnienie albo chrząknięcie. Potem następny kamień uderzył go w plecy i Sebastian stracił równowagę. http://www.ortopedawarszawa.net.pl Dźgnęła go palcem w kolano. - Więc jesteś prostakiem? - Najwyraźniej. Już raz cię skompromitowałem. W ogrodzie lady Franton. - A potem zaproponowałeś małżeństwo, ratując moją reputację. - I swoją własną. Chciała go dźgnąć drugi raz, ale złapał jej rękę. - Używaj raczej słownych argumentów, jeśli łaska. - Aha! Nie cofnęła dłoni. Miała tak gładką skórę, że niemal zapomniał, o czym rozmawiają. - Co „aha"?

pierwszego wejrzenia, tak? - Coś w tym rodzaju. - Więc daj mi rękę. - Nie musisz przez cały czas mnie obejmować, żeby wszyscy myśleli, że się lubimy. - Nie potrafię słać maślanych spojrzeń przez pokój, Sprawdź Napił się wody z manierki, zdjął kapelusz i polał sobie głowę. Tęsknił do prysznica. Powietrze było nagrzane i pełne kurzu. Panowała susza. Miał nadzieję, że ci w dżipie mają ze sobą wodę, bo nie zamierzał się z nimi dzielić. W najgorszym wypadku mogli się napić z rzeki. Dżip był coraz bliżej. – Spokojnie – powiedział Sebastian do konia, który jednak nie wydawał się zaniepokojony ani nawet zgrzany. Samochód zatrzymał się jakieś dwadzieścia metrów od niego i wyskoczył z niego mężczyzna. – Pan Redwing? Sebastian skrzywił się. Fakt, że mężczyzna zwrócił się do niego po nazwisku, nie wróżył niczego dobrego. Nasunął kapelusz