Doskonałość i miniaturowe rozmiary czyniły zeń

- Pięknie, panie Psuju. Jesteś nadęty, bo nie poszedłeś szukać Parker, więc się na wszystkich odgrywasz. Tanner próbował znaleźć w pamięci jakąś ciętą replikę, jak za czasów, gdy studiował w Bostonie. Przez cztery lata uczył się na Harvardzie. To były piękne czasy. W pewnym sensie miał zapewnioną anonimowość, co dawało mu poczucie wolności, której tak mu brakowało w codziennym, podporządkowanym ścisłym rygorom życiu. Shey mimowolnie przypominała mu ducha tamtych dni. Wolna, zuchwała, ekscytująca. Była jak tchnienie świeżego, rześkiego powietrza. Przy niej przypomniał sobie wreszcie, jak oddycha się pełną piersią. Jazda na motorze, gdy obejmował ją mocno, bardziej dla przyjemności niż z obawy, że spadnie... Shey była wyjątkową, atrakcyjną dziewczyną. I chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Przypomniał sobie, jak spał na kanapie w jej salonie, otulony narzutą przepojoną jej zapachem. Ze świadomością, że ona jest w sypialni na piętrze. Nie chciał być świadkiem jej mizdrzenia się do Petera, bo kiepsko się z tym czuł. http://www.ortopedawarszawa.info.pl/media/ - Poza tym, że chcesz się ożenić z moją przyjaciółką i wywieźć ją ze Stanów. - Co do tej sprawy... - zaczął Tanner. Shey nie chciała teraz tego słuchać. Uciszyła go ruchem ręki i skoncentrowała się na muzyce. Przyjemnie było poddać się magii chwili, zamknąć oczy, wystawić twarz na tchnienie ciepłego wiatru, wsłuchać się w dźwięki muzyki i szum wody. Shey zrzuciła sandały i wyciągnęła się na kocu. Było bosko. Szkoda, że zespół tak szybko ogłosił przerwę. Wokół rozlegał się teraz gwar rozmów. - Wspaniale - wymamrotał Tanner. - Jest po prostu doskonale. - Doskonale? Z moich doświadczeń wynika, że może

jest inaczej. On naprawdę uparcie dąży do celu. - To tylko chwilowe zaćmienie. Temat zastępczy, bo ty dałaś mu kosza. - Shey, wiele o tobie da się powiedzieć, ale na pewno nie to, że mogłabyś być zastępczym tematem. Jesteś wyjątkowa. Niesamowita. Tanner będzie szczęściarzem, jeśli jego Sprawdź właściwą salę na parterze, w pobliżu oddziału wypadkowego, starego Johna już tam nie było. Wypisano go do domu. - Jak mogliście go wypuścić? - spytała pielęgniarza. - To nie moja decyzja - odparł młody człowiek. - Zresztą pacjent czuł się już znacznie lepiej i podobno mówił komuś, że ma w domu zapewnioną opiekę. - Ależ z nim wcale nie jest dobrze! - wykrzyknęła z oburzeniem Flic. - Ma chore serce i kłopoty z głową. Słyszałam, że kiedy go przywieziono, był w fatalnym stanie! - Rzeczywiście wyglądał na zszokowanego, jednak szybko doszedł do siebie. - Uśmiechnął się. - I nie zauważyliśmy, żeby coś złego działo się z jego głową. Uroczy staruszek i ma wszystkie klepki w porządku.