– Cóż, co prawda nie nadaję się na przewodniczącą fanklubu Ricka Bentza, ale uważam,

Fernando tego nie kwestionuje, tylko się nie angażuje. Nowy rys, pomyślał Montoya. Do baru podeszła zdenerwowana kelnerka i wyrecytowała zamówienie. – Szybko, dobrze? Zapomniałam wcześniej i kobiety przy szóstce strasznie się wkurzyły. – Już się robi. – Barmanka szykowała drinki, najpierw dla kelnerki, potem dla czwórki gości przy barze. Montoya uznał, że więcej się od niej nie dowie, a nie chciał zwracać na siebie uwagi, wypytując o gościa, którego ledwie zna. Drzwi do kuchni znowu się otworzyły i zobaczył, że Acacia wychodzi tylnymi drzwiami. Zapłacił szybko za drinka, zostawił suty napiwek i wyszedł na parking owiewany chłodnym wiatrem. Poczekał, aż zmniejszy się ruch, wszedł do sklepu po drugiej stronie, kupił paczkę cameli i wrócił do restauracji. W nadziei, że spotka Acacię na przerwie, poszedł na tyły restauracji – grupa kucharzy i kelnerów tłoczyła się przy służbowym wejściu. Montoya wyjął papierosa i wsunął do ust. Macał się po kieszeniach, udając, że szuka ognia. Zbliżył się do roześmianej, rozbawionej grupy pracowników restauracji. Acacia także tam była, właśnie kończyła papierosa. W świetle latarni wydawała się jeszcze bardziej rozgniewana. Marszcząc czoło, zaciągnęła się ostatni raz. Śmiechy ucichły, gdy się zbliżył. – Mogę prosić ogień? – zapytał po hiszpańsku. http://www.orto-optyk.pl kafejce pracuje sześć, siedem osób, więc może obsługiwał ją ktoś inny. Zerknął na stolik, przy którym na zdjęciu siedziała Jennifer, podszedł do okna, wyjrzał na ulicę. Po lewej stronie, jakieś dwanaście przecznic dalej, falował Pacyfik. Spędzili tam z Jennifer niejedno leniwe popołudnie, spacerowali po molo w Santa Monica, wędrowali promenadą wzdłuż plaży. Od dawna uważał Santa Monica za ich zakątek; to tam, pod molo, po raz pierwszy kochali się na piasku. Sączył kawę i usiłował sobie wyobrazić, co Jennifer – nie, nie ona, kobieta, która się pod nią podszywała – tam robiła i dlaczego chciała go zwabić właśnie tutaj. O co jej chodzi, do cholery? Jeszcze przez chwilę patrzył w okno, a potem wyszedł z za gorącym espresso i przeczuciem, że ktoś go wrabia. Shana, przepłynąwszy pod wodą całą długość basenu, głęboko zaczerpnęła powietrza i odgarnęła mokre włosy z oczu. Czterdzieści długości. Pochwaliła się za wytrwałość, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.

Czy to możliwe? Czy naprawdę ją widział? W zadumie pstrykał długopisem. Zbyt dużo zbiegów okoliczności, za dużo punktów zbieżnych. Zbyt wiele możliwości. Szukał wytrwale i wreszcie znalazł. Szpital świętego Augustyna, zamknięty pięć lat temu. Jest! Przez chwilę wpatrywał się w monitor, zapisał adres i ruszył do drzwi. Miał kilka spraw do załatwienia. Po pierwsze, musi pojechać od starego szpitala i tam się rozejrzeć. Potem postara się złapać Fortunę Esperanzo w pracy w Venice Beach, następnie Sprawdź menedżer. – Czym mogę służyć? – zapytała, a jej błyszczące usta wygięły się w zachęcającym uśmiechu. – Szukam pokoju. Jednoosobowego. Bez luksusów. – Mamy apartamenty ze wspaniałym widokiem na basen. – Błyskawicznie weszła w rolę sprzedawcy. – W każdym są drzwi na taras wychodzący na basen i ogródek. – Najtańsze? Nie przestała się uśmiechać. – No cóż, nie. Jeśli interesuje pana wersja ekonomiczna, mamy pokoje wychodzące na parking. – Podała mu ceny za dobę i za tydzień. – To mi wystarczy – zdecydował. – Na tydzień. – Świetnie. Przejechała jego kartą kredytową przez terminal i dobili transakcji. Dzieciak cały czas