Zaniósł malca na stolik do przewijania, a kiedy uwolnił go od tego, co zaczynało już dziecku mocno przeszkadzać, Henry rozpromienił się i zagulgotał radośnie. I w tym mo-mencie Mark przeraził się nie na żarty - przemknęło mu przez głowę, że chyba kocha tego berbecia.

wyjątkowo ważnego powodu. Do domu wróciłem późno i zabrałem się za robienie porządku. Na szczęście farba rozlała się tylko na rozłożonej na podłodze folii. Sprzątania nie było więc zbyt wiele. Pech jednak chciał, iż list spadł na rozlaną farbę i to stroną, gdzie na kopercie były informacje o nadawcy. Farba była szybkoschnąca i niemożliwe już było usunięcie jej z koperty, więc do dziś nie wiem, od kogo ta przesyłka. Ostrożnie otworzyłem zabrudzoną kopertę i wyjąłem z niej zawartość. Był to plik kartek, które tak intensywnie przesiąknęły zapachem farby, że bez czytania odłożyłem maszynopis na parapet otwartego okna. Z przyklejonej do folii koperty wyjąłem wszystkie kartki, z wyjątkiem jednej. Farba bowiem przeniknęła przez papier koperty i ta właśnie kartka, przykleiła się do niej w sposób nierozerwalny. Przypuszczam, że była to kartka z wyjaśnieniem, od kogo i dlaczego otrzymałem tę przesyłkę. To jednak nie koniec moich pechowych przygód związanych z tajemniczą przesyłką. Jak już wspomniałem, odłożyłem nieszczęsny maszynopis na parapet, aby choć trochę wywietrzał z niego duszący zapach farby, i zabrałem się za robienie porządku. Najpierw dokończyłem malowanie drzwi resztą farby, która nie zdążyła zaschnąć, a potem ostrożnie złożyłem folię z rozlaną farbą. Nie zauważyłem jednak, że kiedy wychodziłem ze śmieciami z mieszkania, zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno. Uświadomiłem to sobie dopiero następnego dnia, gdy wreszcie zabrałem się do przeczytania tajemniczego listu. Już zanim przeczytałem pierwszą stronę - zrozumiałem, że trzymam w ręku rzecz niezwykłą. A kiedy dotarłem do końca - uświadomiłem sobie, że chyba brakuje kilka stron (boję się myśleć, że mogłoby brakować ich więcej). Wybiegłem z domu, by je odnaleźć, lecz niestety, bez skutku. Nie potrafię więc Wam powiedzieć, ilu kartek brakuje. Drodzy Przyjaciele, przedstawiam Wam wszystko, co mam na tych kartkach, jakie mi pozostały... MAŁY KSIĄŻĘ I RÓŻA http://www.oritrendy.pl - W domu pewnie ma pan ze sto takich. - Ale nie jestem w domu. - No to będzie musiał pan jechać tak do Europy. - Na szczęście mam ze sobą jeszcze jakieś ubrania. - Rozumiem. Gronostaje i złotą koronę? - Zauważyła, że zaczęli się droczyć, a w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. Książę, nawet obsypany mlekiem w proszku, nadal wyglądał zabójczo. Pospiesznie więc odwróciła wzrok i skoncentrowała się na leżących na fotelu rzeczach. - Po¬trzebuję to w coś włożyć. - Kylie, jest tu jakaś torba? - spytał Mark, nie odry¬wając roziskrzonego wzroku od Tammy. - Nie wiem - odburknęła niechętnie nastolatka. – Skoro ta pani zabiera dziecko, to znaczy, że jestem zwolniona, tak? Liczyłam na... - Ta pani ma prawo zabrać małego, to jej siostrzeniec.Ale zapłacę ci do końca miesiąca. Kylie rozpromieniła się. - W szafie jest walizka - poinformowała, nagle skłonna do pomocy. - Czy może przypadkiem to pani jest ciocią Tammy? - Skąd wiesz?! - W walizce jest list z napisem: „Ciocia Tammy". W cudzysłowie, jakby to był jakiś dowcip. Bez adresu, bo gdyby był zaadresowany, wysłałabym go. - Przynieś ten list - zażądał Mark, jakby liczył na jakiś pomyślny obrót sprawy. Może w tym liście będzie coś, co skłoni tę nieobliczalną kobietę do namysłu?

spotkaniu z Latarnikiem oraz z pewnym pilotem na Ziemi, który na pustyni podarował mu pięknego baranka. Podczas opowiadania o przeżyciach na planecie Próżnego - Róża chciała o coś zapytać. Zawahała się jednak i po krótkim zastanowieniu zrezygnowała z zadania swego pytania. Zaintrygowała ją natomiast opowieść o Pijaku. - On chyba tak naprawdę nie wstydzi się tego, że pije. - Nie? Więc czego się wstydzi? - spytał zaintrygowany Mały Książę. - Sądzę, iż najbardziej wstydzi się tego, że nie ma przyjaciela i sam nie umie być przyjacielem. Nawet dla samego Sprawdź Ingrid niecierpliwiła się - Mark zostawił ją samą w sa¬lonie. Do czego to podobne? - Gdzie byłeś tak długo? - spytała, ledwo zszedł na dół. - Poszedłem zaprosić pannę Dexter na kolację, a potem jeszcze na kilka minut zatrzymał mnie Dominik, dlatego trochę to trwało. Panna Dexter pewnie zaraz zejdzie. - Żartujesz. Nie odmówiła? Nie przypuszczałam, że taka osoba... - To znaczy jaka? - przerwał jej nietaktownie. Nie chciał być nieuprzejmy, lecz obecność Ingrid wy¬trąciła go z równowagi. Nie spodziewał się, że zastanie ją w zamku. - Osoba nie z naszej sfery. - Ingrid obdarowała go naj¬piękniejszym ze swoich uśmiechów. - W końcu ściągnąłeś ją z drzewa w jakiejś australijskiej głuszy, o ile mnie pa-mięć nie myli. - Zaśmiała się perliście. - Kochanie, będzie¬ my mieli szczęście, jeśli ona w ogóle potrafi posługiwać się nożem i widelcem. - Czy nie wyciągasz zbyt daleko idących wniosków? - spytał oschle Mark. - Ona jest siostrą Lary. - Właśnie. Czy to nie zdumiewające? Jak siostry mogą być tak różne? Lara olśniewała urodą. - Tammy, to jest, Tamsin, też nie jest brzydka. - Nie, właściwie nie... Ale to ubranie! I te piegi! - Chodźmy na kolację - zaproponował Mark, ucinając dalszą dyskusję, i podał jej ramię. - A nie chcesz poczekać na tę małą z buszu?