- To taki styl. Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

Usiadł w drugim końcu ławeczki. - Czy został ci ktoś ze strony ojca? - Paru kuzynów w North, ale nawet bym nie wiedziała, gdzie ich szukać. - Więc oboje jesteśmy samotni. Zerknęła na jego profil. - Zdaje się, że pan coraz lepiej traktuje Rose. Wzruszył ramionami. - Ona nie jest osobą, której mógłbym się zwierzać. - Jak to dobrze, że nie potrzebuje pan powiernicy. Milczał przez chwilę, słuchając muzyki. - Tak, całe szczęście, że żadne z nas nie potrzebuje bratniej duszy. Puściła jego uwagę mimo uszu. Zważywszy na obecność lady Welkins w Londynie, towarzystwo hrabiego dodawało jej otuchy. Tego wieczoru była gotowa się z nim nie spierać. - Rose i ja odbyliśmy dzisiaj krótką rozmowę - oznajmił tym samym spokojnym tonem. - Cieszę się, że staje się pan coraz bardziej uprzejmy. - W głębi duży żałowała, że stosunki między Lucienem a jego kuzynką znacznie się poprawiły. - Wspomniała, że widziałaś dzisiaj lady Welkins. Ręce jej zadrżały. - Graj dalej, proszę. To „Mad Robin”, prawda? Nie słyszałem go od dawna. I nigdy w http://www.odziez-medyczna.com.pl - Ale... Oczywiście, milordzie. Przepraszam, milordzie. - O czym życzyła sobie pani ze mną porozmawiać, panno Gallant? - zapytał. Alexandra przez chwilę obserwowała powozy toczące się po głównej parkowej alei. - Poprzednie nauczycielki panny Delacroix nie były takie złe, jak pan twierdził, milordzie. - Więc uważa pani swoją obecność za zbędną? Pozwoli pani, że się nie zgodzę. Rose nie potrafiłaby teraz usidlić nawet pastucha. Przez usta panny Gallant przemknął cień uśmiechu. - Jest pańską kuzynką. Znalazłaby wielu chętnych. - Owszem. Łasych na tytuł, bogactwo lub pozycję towarzyską - stwierdził. - Nikogo, kto już je posiada. Kilka powozów skierowało się w ich stronę. Lucien zaklął w myślach i skręcił w boczną alejkę.

- Zostawił ją w samych drzwiach katedry. Zero szacunku. Santos skinął głową i ruszył z Gradym w stronę portalu, słuchając jednym uchem relacji oficera. Dziewczyna leżała podobno na stopniach katedry, tuż koło wejścia, śliczna jak malowanie. Większość morderców tego pokroju zostawia ciała zmasakrowane albo w poniżających pozach. Ten nie. Wszystkie jego ofiary leżały wyprostowane, z dłońmi złożonymi na piersiach, zamkniętymi oczami. Były świeżo umyte, włosy miały starannie rozłożone wokół głowy. Wszystkie wyglądały jak pogrążona we śnie i złożona w szklanej trumnie Królewna Śnieżka - stąd prasa zaczęła nazywać mordercę Snów White Killer, czyli Snieżkobójca albo zdrobniale: Śnieżynka. Santos nachylił się nad ciałem. Koroner, jasnowłosa piegowata pani w średnim wieku o twarzy cherubina, stanęła obok. - Witam, detektywie. Nasz Śnieżynka nie próżnuje. - Widzę. - Santos naciągnął gumową rękawiczkę. - Co wiemy? Sprawdź ku robota, bezużyteczne ciągnęło się za nim. — Nie mieści mi się to w głowie — powtórzyła Mary. — Wezwę ekipę naprawczą i zapytam, co na ten temat są- dzą. Tom, to musiało się zdarzyć w nocy. Wtedy, gdy spa- liśmy. Pamiętasz te hałasy, które słyszałam... — Ciiiiii... — mruknął ostrzegawczo mąż. Niania zbliżała się do nich. Słychać było nieregularne kołatanie i brzęczenie, kuśtykający nieporadnie zielony metalowy kadłub wydawał z siebie nierówny, zgrzytliwy dźwięk. Tom i Mary Ficlds patrzyli ze smutkiem, jak ro- bot ciężko i wolno toczy się w stronę salonu. — Zastanawiam się... — powiedziała szeptem Mary — Nad czym?