coś wam zaoferował. Nie obraź się, lecz byliście bardzo łatwym łupem.

Uściskała ich kolejno i wyszła, po drodze mijając scenę, by pomachać na pożegnanie ciemnoskóremu saksofoniście. RS 18 Duży Jim był zwalistym mężczyzną, lecz w jego muzyce brzmiało coś bardzo subtelnego, niebiańskiego prawie. Miał też znakomitą intuicję i nigdy się nie mylił w ocenie ludzi, co mogło być cechą odziedziczoną po przodkach, z których wielu dość skutecznie parało się wudu. Podobnie jak Sean i Maggie zaprzyjaźnił się z Jessicą tuż po jej przyjeździe do miasta i podobnie jak oni spojrzał teraz na nią z niepokojem, westchnął i potrząsnął głową, zatroskany niczym starszy brat. - Uważaj na siebie - przekazał samym ruchem warg. - Zawsze uważam - odparła w taki sam sposób. Jeden z członków zespołu, Barry Larson, szczupły trzydziestolatek ze Środkowego Zachodu, zakrył wolną dłonią swój mikrofon. - Hej, ślicznotko, milej podróży. I wracaj bezpiecznie do domu, dobra? - Jasne. Uśmiechnął się szeroko. Był sympatycznym, chociaż trochę dziwacznym facetem. Jessica obawiała się, że na początku trochę się w http://www.oczyszczalnie-sciekow.info.pl Zorientowała się, że stoi jak zając na szosie, sparaliżowany światłem reflektorów nadjeżdżającego samochodu. Stoi i czeka na śmiertelne uderzenie. Uznała nagle, że będzie bezpieczniejsza na dworze, a nie tu, w domu, z... mordercą. Sięgnęła do zatrzasku. Odsuwane drzwi prowadzące na dwór nie ustąpiły. Ciągnęła je, aż wreszcie przypomniała sobie o drugim zatrzasku, przy podłodze. Schyliła się i odblokowała drzwi. Wtedy już wiedziała. W domu naprawdę ktoś był. Słyszała szybkie, ciche kroki na dywanie. Czuła ruch powietrza, jakby ktoś do niej szedł, z cieni, z ciemności.

uciekłaś. - Nie uciekłam naprawdę. Nie wtedy. Wyjechałam do college'u. Dane pokręcił głową. - Nie, już wtedy uciekłaś. Uciekłaś tego ranka, gdy widziałem cię po raz ostatni. Nie miałem po co Sprawdź tylko... - Chodźmy - odpowiedziała. Podeszła do Larry'ego. Z podkrążonymi oczami wyglądał jak upiór. - To... to może nie ona - niepewnie starała się coś powiedzieć Kelsey. Gdy szli do samochodu, żaden z nich nie odpowiedział. Cała trójka była w głębi serca przekonana, że zwłoki w kostnicy należą do Sheili Warren. Nate szarpał się z drzwiami, zanim je otworzył. - Możesz prowadzić? - zapytała. - Tak, mogę. Wsiadaj, jedziemy do Miami.