przezwyciężyć.

sądowe. Pelagia jęknęła żałośnie na dźwięk policzka i podreptała w ślad za nimi. Archiwista z okazji zamknięcia posiedzenia zamierzał właśnie uraczyć się herbatką, ale biskup tylko brwią poruszył – urzędnika jakby wiatr zdmuchnął i trzy duchowne osoby zostały w urzędowym pomieszczeniu same. Władyka posadził pochlipującego Antipę na krześle, podsunął mu pod nos szklankę z ledwie napoczętą herbatą – pij. Odczekał, póki mnich, stukając o szkło zębami, nie zwilży ściśniętego gardła, i zapytał niecierpliwie: – No, co tam się u was w Araracie stało? Opowiadaj. Korespondenci tymczasem zebrali się pod zamkniętymi drzwiami. Postali jakiś czas, na wszelkie sposoby powtarzając zagadkowe słowa „Wasilisk” i „Ararat”, a potem zaczęli się powoli rozchodzić, wciąż gubiąc się w domysłach. Co zresztą zrozumiałe – byli to wszystko ludzie przyjezdni, w naszych zawołżańskich świętościach i legendach niezorientowani. Miejscowi od razu wiedzieliby, o czym mowa. Ale że i wśród naszych czytelników mogą się znaleźć osoby postronne, które w guberni zawołżskiej nigdy nie bywały, a nawet, być może, o niej w ogóle nie słyszały, to zanim opiszemy rozmowę, do jakiej doszło w pomieszczeniu archiwum, poczynimy pewne objaśnienia, które mogą się wydać zbyt obszerne, lecz dla zrozumienia dalszej części opowieści są absolutnie konieczne. * * * Od czego by tu zacząć? http://www.nerlit.pl wiadomo, że oprócz tej jedynej i ostatecznej Otchłani wszystkie inne przepaści, czy to lądowe, czy wodne, zawsze mają jakieś tam dno. Również i ta pod jarem też nie była tak znowu strasznie bezdenna, sążni miała bodaj z dziesięć. Ale i tej wysokości całkiem by starczyło, żeby rozbić się o lustro wody i utonąć, nie mówiąc już o tym, że od głębi wody wciąż wiało ołowianym chłodem. Jednym słowem, jakkolwiek by na to patrzeć, postępek był szalony. Nie bohaterski, tylko właśnie szalony – bo na co tu było bohaterstwo okazywać! Ze wspomnianym wyżej „ach!” wszyscy stłoczyli się nad urwiskiem, wypatrując, czy nie wychynie z fal junacka jasnowłosa głowa. Jest! Zakołysała się między zdumionymi grzywami fal niczym maleńka piłeczka do lawntenisa. Potem wynurzyła się również ręka, pomachała. Dźwięczny, podchwycony przez usłużny wiatr głos krzyknął: – Dawaj!

– No tak – powiedział Mitrofaniusz, ze stęknięciem wstając z krzesła. – Jakoś się zmęczyłem. Będę się układał na noc. Fizyka twojego i tak nie ma, a jak się pojawi, doktor mu inne miejsce wyznaczy. Położył się na drugim posłaniu, wyciągnął odrętwiałe członki. Berdyczowski po raz pierwszy zdradził jakieś objawy zaniepokojenia. Zapalił lampę, odwrócił się do leżącego. Sprawdź pogrążyło się w rozpaczy. Funkcjonariusze znaleźli cztery puste magazynki do dwudziestki dwójki i trzy szybkie ładowarki, do rewolweru kaliber 38. Dziwnie poczuli się na widok ładowarek, które miały zmniejszyć ryzyko pracy policjantów, a tymczasem ułatwiły zbrodnię, dokonaną prawie pod ich nosem. O dwudziestej Rainie zorganizowała na boisku improwizowaną odprawę. Przedstawiła się jako dowódca operacji i zrelacjonowała popołudniową akcję ujęcia Daniela O’Grady. Podziękowała kolegom z policji stanowej i okręgowej, którzy odpowiedzieli na wezwanie i pozostali długo po zakończeniu czasu służby, żeby pomóc przy sprawie. Potem zabrał głos detektyw Sanders z policji stanowej i nakreślił obraz przestępstwa, jaki wyłaniał się w miarę zdobywania dowodów. Prawdopodobnie atak miał charakter błyskawiczny. Rozpoczął się niedługo po trzynastej, kiedy dzieci wróciły do sal. Według nauczycielki trzeciej klasy dwie uczennice, Alice i Sally,