pokoju, ale Marla usłyszała jeszcze, jak mówił: -

Dał znak Lucy, a ona uśmiechnęła się lekko. Ona zawsze go lubiła. Dzisiaj wyglądała nieszczególnie. Zlizała szminkę i miała nieumalowane oczy. Przecierała kontuar. Ross wręczył jej dwadzieścia dolarów za cztery wypite przez siebie piwa. Szybko wydała mu resztę, a on zostawił jej przyzwoity napiwek, zgarniając monety do kieszeni. - Powiedz ode mnie „cześć” swojej siostrze, jak się z nią zobaczysz - powiedziała Lucy, a Ross wymamrotał, że 178 to zrobi. Kłamał. Oboje o tym wiedzieli. Nie lubił Mary Beth, i to z wzajemnością. Trzymali się razem wyłącznie dlatego, że w dzieciństwie mieli tylko siebie. Połączyła ich praca na roli u dziadka, który zasypywał ich cytatami z Biblii równie często jak uderzeniami paska. Wtedy ze strachu przytulali się do siebie. Aż pewnego dnia Ross zauważył, że Mary Beth rosną piersi. Pocałował ją i wsadził rękę do jej majtek, kiedy miała dwanaście lat. Mary Beth krzyczała jak opętana. Dziadek omal nie zatłukł go na śmierć, a potem zabrał malca do rowu irygacyjnego, gdzie omal nie utopił Rossa na oczach ich psa. Wpychał głowę Rossa pod wodę, aż piekły go płuca; gdy udawało mu się zaczerpnąć powietrza, dziadek znowu przytrzymywał go pod wodą. - Wynijdź, szatanie! - wrzeszczał. - Odstąp od mojego wnuka! - Przełykając ciepłą, zatęchłą wodę, Ross wyciągnięty na powierzchnię, kaszlał i spluwał. Dziadek dawał mu spojrzeć na niebo na parę sekund, a potem znów pakował mu głowę do rowu. Trwało to chyba w nieskończoność, aż Ross stracił przytomność i obudził się na swoim łóżku, z gorączką, a babka opiekowała się nim w milczeniu, spoglądając na niego ponuro podkrążonymi oczami. - Zostaw swoją siostrę w spokoju, bo cię rozbiorę i wrzucę do gniazda skorpionów - ostrzegał go później dziadek, http://www.nabudowie.biz.pl Marla z trudem przełkneła sline. Zaschło jej w gardle. - Jak sie pani czuje? Chciałaby sie pani czegos napic? Z najwiekszym wysiłkiem Marla poruszyła głowa, ale pielegniarka zda¿yła sie ju¿ odwrócic. Po chwili wróciła ze szklanka wody i słomka. - Podejrzewałam, ¿e dzisiaj sie pani obudzi. Miałam przeczucie. Zaczniemy od wody, a potem spróbujemy soków owocowych, jesli bedzie pani miała ochote zaszalec. Z pomoca pielegniarki Marla zdołała napic sie troche wody, która spłyneła chłodna stru¿ka miedzy jej popekanymi wargami, miedzy drutami krepujacymi jej szczeke i dalej, w suche, spragnione gardło.

Marli. - Bedzie pani mogła spotkac sie z bratem, kiedy oka¿e pani dowód to¿samosci. - Ale... - To regulamin naszego szpitala. 333 Pielegniarka była niewzruszona. Marla wyszła na zewnatrz Sprawdź płakac. Cała ta sytuacja była absurdalna. Ale tak¿e przera¿ajaca. Smutna prawda była taka, ¿e Marla miała wielu krewnych, ale z nikim z całej rodziny nie czuła sie w ¿aden sposób zwiazana. Z nikim, poza Jamesem i Nickiem. Ani z córka. Ani z me¿em. - To tyle, jesli chodzi o ojcowskie uczucia - mrukneła. - Ciekawe, dlaczego twierdził, ¿e byłam tam wczesniej z Aleksem? - Pielegniarka mówiła, ¿e on traci czasem kontakt z rzeczywistoscia, ¿e bierze silne srodki przeciwbólowe. - Nick zwolnił przed zakretem. Droga biegła teraz nad brzegiem zatoki. - Wierzysz w to? - Marla spojrzała na niego twardo.