ją w rękę i powiedział głośno:

- Bardzo go lubię. Jest delikatny, a kiedy mówię coś głupiego, śmieje się, zamiast łypać na mnie groźnie. - Tak, Robert to porządny człowiek. - Ale wczoraj bardzo wcześnie opuścił przyjęcie. Mama twierdzi, że wyglądał na zdenerwowanego. Do diabła, ta jędza wciąż intryguje. Trzeba położyć temu kres. - Zdaj się na mnie. Ale musisz dać mi słowo, Rose, że jeśli Robert poprosi cię o rękę, przyjmiesz jego oświadczyny. Nawet jeśli twoja matka będzie wolała, żebyś wyszła za mnie. - Dasz mi odpowiedni posag? - Bardzo hojny. - W takim razie zgoda. Lucien wypuścił powietrze z płuc. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje oddech. - Doskonale, tylko pamiętaj, że na razie nasza umowa musi pozostać tajemnicą. - Oczywiście. Byłabym głupia, gdybym powiedziała mamie. - Dziękuję, Rose. Wstała i wygładziła spódnicę. - Nie dziękuj mi jeszcze, kuzynie Lucienie. Najpierw musisz skłonić Roberta, żeby mi się oświadczył. - Zrobię to z pewnością. http://www.mifaucustomknives.pl Mężczyzna westchnął, jakby przyznawał, iż jest gotowy na wszystko, czego tylko Klara zapragnie. Wysłała taki sam sygnał - zsuwając mu spodnie, ujmując za pośladki i przyciągając ku sobie. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - powiedział, przesuwając ustami po jej szyi i ramionach. - Nie bardziej niż ty mnie. Rozpiął staniczek, odrzucił go za siebie i dotknął piersi Klary. Westchnęła głęboko, gdy kciukiem zaczął pieścić sutki. Od samego dotyku mogła eksplodować. - Myślałem o tym, odkąd cię zobaczyłem. - To również sobie wyobrażałeś? - spytała z uśmiechem, dotykając językiem brodawki męskiej piersi, od czego drgnął, a co sprawiło jej przyjemność. - Tak. Klara zsunęła mu spodnie, schyliła się, by je odrzucić dalej, a potem położyła dłonie na męskich biodrach. Dotknięcie muskularnego ciała podnieciło ją jeszcze bardziej. Przesunęła rękę niżej i przekonała się, że Bryce był bardzo podniecony. Nie wytrzymał, chwycił jej dłoń. - Moja kolej - powiedział. Ukląkł i zdjął jej majteczki. Poczuła, że traci oddech. Ściągając z jej nóg pończochy, całował teraz każdy centymetr odsłanianej skóry. - Przypuszczałem, że nosisz właśnie takie - mruknął. Takie myśli w sali pełnej dyplomatów i osobistości wielkiego świata, wśród których znajdowała się również żona byłego prezydenta, budziły w nim dzikie pożądanie. Teraz Klara miała na sobie tylko sznurek pereł.

- Bo nie możesz i kwita. Nie rzucisz szkoły, nie pozwolę, rozumiesz? Musisz się uczyć, skoro chcesz się wydostać z tego bagna. Jeśli rzucisz szkołę, to skończysz jak twój ojciec. Tego chcesz? Victor zacisnął pięści. - To bez sensu, mamo. Wiesz, że nie jestem taki jak on. - Więc dowiedź tego. Skończ szkołę. - Wyglądam na szesnaście lat. Mógłbym zacząć pracować. Potrzebujemy pieniędzy. Sprawdź - Tak - szepnęła. Siostra Marguerita przeżegnała się, matka Glorii opadła na krzesło blada jak płótno. - O niczym nie wiedziałam - chlipała Liz. - Dopiero później... Gloria mi powiedziała... Gdybym domyślała się... co zamierza... nigdy nie zgodziłabym się pomóc. - Otarła łzy z policzków. - Musi mi pani uwierzyć. - Niby dlaczego? - zapytała Hope sztywno. - Dowiodłaś, że potrafisz kłamać. - Przesunęła dłonią po czole. - I pomyśleć, że moja córka i ten... ten męt... - Santos nie jest żadnym mętem, pani St. Germaine! Naprawdę nie! To dobry chłopak. Inteligentny. Studiuje na uniwersytecie, a jak skończy dwadzieścia jeden lat, zamierza się przenieść na akademię policyjną. - Dosyć, Elizabeth - ucięła siostra twardym głosem. - Myślę, że powinnyśmy... - Ale musicie mi uwierzyć! On kocha Glorię! - Załamując dłonie, Liz wpatrywała się błagalnie w Hope. - On chciał powiedzieć o wszystkim pani i panu St. Germaine, skończyć z ukrywaniem się. On też uważa, że to nie w porządku... - A jednak nie przyszedł do nas. - Bo Gloria go ubłagała, żeby tego nie robił. Pokłócili się nawet... - Liz pociągnęła nosem. - Próbowałam z nią rozmawiać, namawiałam, żeby powiedziała pani o wszystkim. - Ale ona nie posłuchała. - Matka Glorii wstała, sięgnęła po torebkę. - Bardzo wygodna sytuacja.