czuła się jak w domu. Stoły były odrapane, dywan mocno wytarty, bar spo¬

pół dziecko. I cała należała do niego. Znowu pogłaskał jej ramię. Mruknęła coś cicho przez sen. - Nigdy cię nie skrzywdzę, Rainie - powiedział cicho. Potem spojrzał na telefon, który, jak wiedział, powinien wkrótce zadzwonić. Trzeba było wrócić do polowania, do zabawy w psychopatyczne zabijanie. Pomyślał o swojej córce, młodej i dumnej, która w tym momencie w pokoju hotelowym pilnie przeglądała dane finansowe. Pomyślał o Rainie, o tym, jak rozjaśniła pokój, tylko do niego wchodząc. Pomyślał o sobie, o tym, że jest starszy, mądrzejszy i zdecydowany uczyć się na swoich błędach. Czas przestać rozpaczać z powodu tego, co stracił. Czas zacząć walkę o to, co mu jeszcze zostało. 31 Wirginia Czekoladki dostarczono tuż po godzinie piętnastej. Przyniósł je w specjalnym opakowaniu pracownik w brązowym stroju firmy kurierskiej UPS o cudownych piwnych oczach. Mary podpisała odbiór, zerknęła na kuriera i poczuła się jeszcze lepiej, kiedy lekko się zaczerwienił. Wróciła do domu i niecierpliwie otworzyła paczkę. Wewnątrz znajdowało się nieduże zielone pudełko owinięte w złotą folię. To nie były czekoladki marki Godiva. Nie rozpoznała nazwy na nalepce. http://www.medycynapracy.net.pl - Elizabeth poprosiła, żebym kogoś sprawdził - powiedział spokojnie Quincy. Rainie żałowała, że w ogóle się odezwał. Był zbyt opanowany, zachowywał się jak profesjonalista, jak ktoś, kto podobne miejsca oglądał setki razy i żył z ich analizy i opisów. Rozumiała to. Zresztą dostrzegła i gniew - prawą rękę Pierce trzymał zaciśniętą w pięść, a lewą uczepił się krawędzi materaca, jakby chciał utrzymać się na miejscu. Pragnęła go dotknąć, ale nie była pewna, czy on tego chce. Dlatego usiadła tylko obok, udając, że jest jego adwokatem. Bała się, że jego zawodowe opanowanie może tylko przysporzyć mu kłopotów w kontaktach z miejscową policją. - Tylko że - kontynuował Quincy - nie znalazłem śladu nazwiska, które podała mi Bethie. - Skojarzyłem je z wydarzeniami z mojego życia i zacząłem się martwić, kto to jest i co może zrobić.

zarzucić szerszą sieć, bo niewykluczone, że wciąż się kręci po okolicy. – Masz na myśli Bakersville? – zapytała z niedowierzaniem Rainie. – Nie, Bakersville jest za małe, żeby obcy nie zwrócił na siebie uwagi. Szukałby raczej jakiegoś pobliskiego miasta, może większej miejscowości turystycznej, gdzie mógłby zbierać plotki w lokalnych barach. Prawdopodobnie śledziłby w prasie i telewizji postępy śledztwa, wypytywał o nie ludzi i w ten sposób przeżywał te chwile na nowo. Powinniśmy Sprawdź – Tutaj? – Miejsce dobre jak każde inne. – Hej, ty – policjant zwrócił się do Danny’ego. – Trzymaj się. Wóz nagle skręcił i zaczął podskakiwać na poboczu drogi. Danny pomyślał, że kierowca zahamuje. Ale on jeszcze przyspieszył. Bum. Siła uderzenia rzuciła chłopca do przodu na szybę kuloodporną. Zamrugał oczami. Wokół wirował tuman kurzu. Kiedy Danny w końcu oprzytomniał, zdał sobie sprawę, że wóz patrolowy uderzył o drzewo. Spod maski wydobywała się para. Policjanci wyglądali na oszołomionych, młodszemu krew spływała po czole. – Cholera – wymamrotał i skrzywił się, dotykając rany. – Cholera, będzie wyglądać autentycznie. – Wysiadaj – rozkazał starszy policjant. Krwawiła mu warga, a policzek wyglądał na posiniaczony. – Na litość boską – powiedział z większym zniecierpliwieniem – bierz kluczyki