o szóstej.

odzywka. - Podrzucę cię do portu. Twoi goryle z przyjemnością cię stamtąd odbiorą. Nie mogła się oprzeć pokusie, by się z nim nie podroczyć, choć tak naprawdę nic nie miała do jego ochroniarzy. Wczoraj wieczorem absolutnie się do nich przekonała. Grało się z nimi całkiem miło. Tanner milczał, gdy skierowała łódkę w stronę portu. Wpatrywał się w Shey z dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy dopłynęli do brzegu, Shey wysiadła z łodzi i przycumowała ją do nabrzeża. - Było bardzo miło - powiedziała, robiąc krok do tyłu. Tanner milczał. Do diabła, podczas wspólnej przejażdżki książę chyba przeżył coś w rodzaju załamania nerwowego. Zaraz, jak określa się kogoś, z kim nie ma żadnego kontaktu? Katatonik? Chyba coś w tym stylu. Shey weszła ponownie na pokład i zbliżyła się do księcia. - Dobrze się czujesz? Przez całą drogę byłeś jakiś dziwny. http://www.maszynadoszycia.net.pl Malloy zerknął w swoje notatki. - W hotelu Selsdon park w Surrey. - Zgadza się. - Matthew obejrzał się na Crockera, który się nie odezwał. - I pewnie pan nie pamięta, gdzie pan był dokładnie w chwili jej śmierci i kto ewentualnie może to potwierdzić? - Znów spojrzał w notatki. - Dla odświeżenia pańskiej pamięci: śmierć pani Gardner nastąpiła między drugą a trzecią po południu, w sobotę. - Nie trzeba mi odświeżać pamięci - odrzekł ostro Matthew, mimo poczucia klęski. - Więc przypomina pan sobie, gdzie był w tym czasie? Matthew kręcił głową, wciąż wytrącony z równowagi. - Niezbyt dokładnie. Przypuszczam, że albo w restauracji, albo na werandzie. - Znów zerknął na Crockera i znów nie znalazł u niego

- Bo mnie nie boli - skłamała. - Owszem, boli, przecież widzę. Połóż się, pomasuję. - Nie potrzeba - zaprotestowała. - Już wszystko w porządku, skoro mogę oddychać. - Zakryła dłońmi piersi, nagle świadoma braków w swoim ubiorze, ale kiedy przeniosła ciężar ciała na chorą nogę, szarpnął nią tak ostry ból, że aż jęknęła. Lorenzo mruknął coś po włosku i ignorując jej sprzeciw, zaniósł ją na łóżko. - Jesteś najbardziej upartą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem - powiedział, układając ją wygodnie. - Leż spokojnie, pomasuję cię. Chciała dumnie odmówić, ale noga rzeczywiście bolała mocno, a perspektywa masażu była zbyt kusząca, by jej nie ulec. Sprawdź Lorenzo zdziwił się, bo usłyszał w jej głosie nie tyle podniecenie, ile niesmak. Kobieta, która myśli z niechęcią o noszeniu cennej biżuterii? To było coś tak dalekiego od jego przekonań, że zupełnie nie potrafił sobie tego wyobrazić. - Zanim zaczniemy się nad tym zastanawiać, zobaczmy, czy pasuje - zaproponował. Jodie czuła, że ręka jej drży, kiedy wsunął pierścionek na jej palec serdeczny. Z racji swojej wagi był bardzo niewygodny. Jodie zmarszczyła się i zaczęła go ściągać. - Zostaw! Zmarszczka na czole Lorenza pogłębiła się, gdy uważnie studiował kamień, podnosząc jej dłoń do oczu. - Coś jest nie tak? - zapytała niepewnie. - Popatrz i powiedz mi, co widzisz - polecił jej. Niechętnie wypełniła polecenie. - Nic nie widzę - odpowiedziała zmieszana. Lorenzo też nic nie widział. Kamień był całkowicie wolny od zamgleń, na które, jak pamiętał, narzekała jego matka. Wybryk losu? Różnice w oddziaływaniu ze skórą obu kobiet? Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie przejrzystości szmaragdu na palcu Jodie. Nieświadoma targających nim emocji, Jodie zsunęła pierścionek z palca. - Nie będę go nosić - oznajmiła twardo. - Zobaczymy. Na pewno musisz założyć go w niedzielę, kiedy ogłoszą nasze pierwsze zapowiedzi. Wiedziała, kto zazdrościłby jej takiego pierścionka zaręczynowego. Louise oczywiście. Jodie mogła sobie wyobrazić jej reakcję, gdyby pojawiła się w nim na ślubie Johna. Spróbowała zobaczyć tę chwilę w wyobraźni, ale jakoś nie umiała się nią cieszyć. A przecież tylko dlatego zgodziła się na to całe zamieszanie... Czyż nie?