nasze dzieci podjęły dzieło jego Ŝycia. Matka zmarła parę lat potem i wychowywał

- Rozumiem. Wie pani dokąd? Niestety, pani Hastings nie pamiętała. Nie była nawet pewna, gdzie mieszkał wielebny Robert Stoneham. - Czy lubił pani córkę? - Kiedy była mała, oboje ją rozpieszczali - odparła pani Hastings po zastanowieniu. - Nie mieli własnych dzieci, stąd to dziwaczne zachowanie. Ale Clemency nie widziała się z nimi od trzech czy czterech lat. Wątpię, żeby utrzymywała kontakty z panią Stoneham. W każdym razie nigdy o tym nie wspominała. Pan Jameson westchnął. To nikła szansa, jedyny ślad, jaki ma. Może poszukać w księgach kościelnych adresu pani Stoneham i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Osobiś¬cie wątpił, aby coś z tego wynikło, ale skoro zamierzał policzyć sobie słono za swój czas, musiał solidnie przyłożyć się do zadania. - Czy panna Clemency nie interesowała się jakimś młodzieńcem? - zapytał ostrożnie. W jego mniemaniu tak piękna dziewczyna mogła z powodzeniem uciec z kochan¬kiem do Gretna Green - małej szkockiej wioski na granicy z Anglią, gdzie miejscowy kowal udzielał ślubu zbiegłym parom. - Z pewnością nie! Jestem o tym przekonana - odparła pani Hastings, a na jej policzkach wykwitły dwie czerwone plamy. Pan Jameson zachował dla siebie nasuwające się komen¬tarze. Kiedy Clemency szła polną drogą w kierunku Candover Court, nie miała pojęcia, że w tej samej chwili przez czternastowieczną bramę prowadzącą do majątku przejeżdża sam markiz we własnej osobie. Spędził z Thorhillem kilka nieprzyjemnych dni w Lon¬dynie, zajęty sporządzaniem listy wierzycieli brata i wyli-czaniem zbywalnych aktywów, którymi mógłby spłacić co pilniejsze długi. Konie lorda Alexandra zostały sprzedane prawie za pół darmo, ale przynajmniej nie obciążały Lysandra koszty ich utrzymania. Jedynym jasnym punktem ostatnich wydarzeń było korzystne pozbycie się domu myśliwskiego w Leicestershire, co pozwoliło na zdjęcie zastawu hipotecz¬nego z majątku Candover Court, zagrożonego już licytacją. - Teraz chociaż lady Helena i panienka Arabella mają zapewniony dach nad głową, milordzie - stwierdził Thorhill. - Tylko na jakiś czas - odparł smętnie Lysander. - Co opętało ojca, że zdecydował się na taki krok? Jak mógł zastawić rodzinną posiadłość? - Wydaje mi się, że wszystkiemu były winne karciane długi lorda Alexandra. - Jutro pojadę do Candover i rozmówię się z Frome’em - zdecydował Lysander i odsunął krzesło. Frome już od lat pracował jako zarządca majątku Candover. - Zobaczymy, czy jest szansa doprowadzić tę posiadłość do porządku. - Ma pan teraz przynajmniej trochę oddechu, milordzie - zauważył Thorhill, patrząc na Lysandra z uwagą i wspominając lorda Alexandra. Pod względem fizycznym bracia nie byli do siebie podobni, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Różnili się przede wszystkim charakterami. W oczach prawnika Lysander był wart dziesięć razy więcej niż poprzedni markiz. Wielka szkoda, iż Alexander nie opuścił tego świata o wiele wcześniej. Następnego dnia Lysander zajechał dwukółką przed Candover Court. Popołudniowe słońce odbijało się złotem od starych murów pałacu i wydało mu się, że nigdy jeszcze to miejsce nie wyglądało tak ładnie. Dom pochodził z czasów Tudorów, miał solidne, grube ściany i okna z drewnianymi kratownicami. Pierwszy Candover, który wybudował posiadłość, użył w tym celu kamieni z opactwa, podarowanego mu przez Henryka VIII w dowód wdzięczno¬ści za poparcie związku z Anną Boleyn. Przodek Lysandra przejawiał niezwykły talent w dziedzinie intryg politycz¬nych, lecz niefortunny upadek z konia zmusił go do wycofania się z dwom i ze świata wielkiej polityki. Kto wie, czy dzięki temu, że nie ocalił głowy, a przynajmniej obu nowo nabytych posiadłości, zajmował się swataniem włas¬nych dzieci, a nie planami małżeńskimi jego królewskiej mości. Lysander ostatnio rzadko odwiedzał swoją rodzinną miej¬scowość. Jako chłopiec łowił ryby w pobliskim strumyku i wspinał się na każde drzewo. Ale zawsze miał świadomość, że majątek nie należy do niego i nic tego nie zmieni, więc po powrocie z Oksfordu pojechał do Londynu i rzucił się w wir wielkomiejskich rozrywek. Teraz niespodziewanie został właścicielem tego pięknego dworu, a jednocześnie znalazł się o włos od jego utraty. Nawet po sprzedaniu wszystkich aktywów pozostanie jeszcze dwadzieścia tysięcy funtów długów. Gdyby nie to... Ziemia jest tu dobra i wystarczyłoby zainwestować w bardziej nowoczesne metody uprawy, a majątek byłby wart dziesięciokrotnie więcej niż te liche dziewięćset funtów rocznie, jakie przynoszą zmniej¬szające się czynsze. Lysander miał wielką ochotę podjąć to wyzwanie, jednak zadłużenie go przerastało. Nie było wyjścia, musiał myśleć o sprzedaży Candover. Dla dziewczyny chowanej w mieście w ciasnych murach londyńskiego domu, możliwość przechadzki na wsi jawiła się jako niezwykła przyjemność, zawierająca w sobie nie¬uchwytny i tajemniczy posmak przygody. Chociaż Candover Court był oddalony o niecałe cztery kilometry od wsi i z okien domku pani Stoneham Clemency wyraźnie widziała drzewa Home Wood, droga doń wydawała się wyprawą pełną odkryć. Kwiaty wychylające się zza żywopłotów, jaskółki świergoczące pod dachami, nawet szelest lekko już żółknących liści sprawiły, że zapomniała o kłopotach. Szła więc radośnie i cieszyła się, że jest tu sama i może do woli delektować się pięknem dnia. http://www.makul.pl kiedykolwiek czuł się aż tak głupio. Czy będzie potrafił na nią patrzeć, nie myśląc o tym, jak niezwykle pociągająco wyglądała nago? Jęknął. Dlaczego nie zawrócił? Wyszedł z lasu akurat w momencie, w którym wyciągnęła do góry ręce i przeciągnęła się leniwie w słońcu niczym leśna nimfa. Jej gładka skóra była opalona na piękny odcień brązu. Niech to szlag! Uderzył pięścią w drugą dłoń. Poprosił Idę Trent o nianię - szarą myszkę, a Willow z pewnością nią nie była. Oczywiście nikt nie uznałby jej za oszałamiającą piek- R S ność, ale problem tkwił w jej sylwetce. Miała niesamowitą figurę! Najbardziej zmysłową, jaką kiedykolwiek widział, a widział przecież niejedną kobietę. Nie mógł pozwolić, by chodziła

podkreślały krągłość kształtów Alli. Dostrzegł to juŜ wtedy, gdy Alison po raz pierwszy przyszła do pracy. Tak, nie znał kobiety, która miałaby tak zgrabny tyłeczek. Okazuje się, myślał, Ŝe on, ucząc kobiety samoobrony, sam musi się nauczyć samokontroli. Podała mu kluczyki, a on wrócił myślami do chwili obecnej. - Nie wzięłam wszystkiego, bo nie zdąŜyłam się spakować - powiedziała Sprawdź - Nie... nie będzie - mówiła przez łzy, wtulając twarz w jego ramię. - Jak może być dobrze? Moja matka jest... moja matka... Długo nie mogła się uspokoić. Płakała głośno, nie mogąc znieść bólu. Santos obejmował ją, szeptał słowa pociechy, głaskał po włosach. W końcu, wyczerpana, uniosła ku niemu twarz. - Co ja mam teraz zrobić, Santos? Jak... co dalej? - Powoli - powiedział cicho, wycierając łzy z jej policzków. - Najpierw musisz do niej pójść. Nie masz zbyt wiele czasu. Sporządzono już nakaz aresztowania. - Aresztowania? - powtórzyła. - Pod jakim zarzutem? - Fałszowania dowodów przeciwko policji. Odwlokłem to trochę, wiedząc, że będziesz chciała ją zobaczyć, zanim... Zanim aresztują jej matkę. Zanim wybuchnie skandal i w mediach rozpęta się piekło. Glorii na moment stanęło serce, by zaraz uderzyć ze zdwojoną siłą. - Od kiedy wiesz o tym wszystkim? Jak długo ją śledziłeś? - Pięć dni. - Pięć dni. - Uwolniła się z jego ramion, owładnięta nagłym gniewem. - Wiedziałeś o tym od pięciu dni i nic mi nie mówiłeś? Przez pięć dni nosiłeś się z podejrzeniami i... - Aż do dzisiaj to były tylko podejrzenia. Co miałem ci powiedzieć? - Prawdę! Byliśmy kochankami, sypialiśmy ze sobą, a ty nic mi nie powiedziałeś! Nie widzisz w tym niczego złego? - Nie. Nie mając dowodu, nie miałem nic do powiedzenia. Co mógłbym powiedzieć? Że wydaje mi się, że twoja matka ukartowała intrygę przeciwko mnie? Że jest związana ze światem