naga. Korzystając z okazji, że gosposia ma wolne, a ogrodnik już wyszedł, pracowała nad

Czwarty. Pocił się. Koncentrował. Upał dawał się we znaki, słońce paliło bezlitośnie, nozdrza wypełniał ciężki zapach bagien. Kruk nie przestawał, nawoływał irytująco. Co za drań. Kolejny krok. Bentz podniósł głowę znad nierównych kamiennych płyt i patrzył na swój cel – ławeczkę. Przejdzie całe patio na własnych nogach. Jakby nigdy nie został ranny. Jakby nie otarł się o śmierć. Jakby nie musiał brać pod uwagę wcześniejszej emerytury. Kolejny krok, pewniejszy, swobodniejszy. I wtedy to poczuł. Lodowatą pewność, że ktoś go obserwuje. Ze ściśniętym sercem zerknął za siebie. Suche liście zaszeleściły, choć nie powiał nawet najlżejszy wiaterek. Kruk odleciał, karcące okrzyki ucichły. Błysk światła wśród drzew. Coś się poruszyło w zaroślach po drugiej stronie werandy. Jakiś cień przemknął wśród krzewów. O Boże drogi. Bentz instynktownie sięgnął po broń. Odwrócił się w stronę zarośli z pustymi rękami. Nie miał kabury. http://www.magazynsplendor.pl porwanie mojej żony. Jeśli nie zaczniesz mówić, dopilnuję, żebyś resztę życia spędziła za kratkami. – Bzdura! Nic nie zrobiłam! – Czyżby? Moim zdaniem siedzicie w tym razem z Fernandem i razem pójdziecie na dno. Jada wodziła wzrokiem od Bentza do Montoi, zatrzymała spojrzenie na pistolecie wycelowanym w nią. – O Jezu. – Zagryzła usta. Ciągle ze sobą walczyła. – Poprawisz swoją sytuację, jeśli powiesz nam prawdę o twoim chłopaku – naciskał Montoya. – Moim chłopaku? Fernando? – On to wszystko wymyślił. Roześmiała się. – Nie wymyśliłby, co zjeść na śniadanie. To nie on – prychnęła pogardliwie. – Więc kto?

Akurat. Wtedy usłyszał jej głos. Ledwie słyszalny szept: . – Dlaczego? Dlaczego? – pytała, choć wiedział, że dzieje się to w jego głowie. Dobry Boże, naprawdę mu odwala. Spojrzał na drzwi balkonowe i oczyma wyobraźni zobaczył słońce przenikające przez firanki. Szampan chłodzi się w kubełku na stoliku obok łóżka, a James i Jennifer tarzają się w Sprawdź czarownic. Taki Kopciuszek w negatywie. Owszem, miała fałszywy dowód tożsamości, ale dzisiaj spali lewe prawo jazdy z Oregonu. Najlepsze, że nie będzie musiała czekać dodatkowych czternastu minut, żeby wypić pierwszego legalnego drinka. Lucy zawsze jej wypomniała, że ona przyszła na świat czterdzieści siedem minut po północy, a Laney dopiero minutę po pierwszej. Ale to już nieważne. Liczy się data, nie godzina. Szykuje się wielka impreza; przyjdą wszyscy jej przyjaciele, nawet Cody Wyatt, zabójczo przystojny kolega z zajęć z literatury angielskiej. I to bardzo dobrze. Wystarczy, że będzie musiała znosić obecność chłopaka Lucy, Kurta Jonesa. Co za frajer! Ma trzydzieści lat, nie skończył nawet szkoły średniej, rzucił dziewczynę, z którą ma dziecko, i, jeśli wierzyć siostrze, w ogóle się nim nie interesował. A teraz chodzi z Lucy, która zawsze go broni. Pewnie dostarcza jej towar. Lucy coraz częściej przypalała i Bóg jeden wie, co jeszcze zażywała.