- Nie będę czekać - zdecydował.

Szepnęła coś przez sen i przylgnęła do niego mocniej. Oczy miała wciąż zamknięte, ale wargi ułożyły się w łagodny uśmiech. Królewskie łoże w głównej sypialni mogło spokojnie pomieścić całą rodzinę, a nie tylko dwójkę dorosłych. Nie było więc powodu, dla którego nie mogliby go dzielić, a jednocześnie spać oddzielnie, tak jakby leżeli każde w swoim łóżku. Edward ułożył Bellę wygodnie i okrył, ale nie odważył się położyć obok. Westchnął i pomaszerował do gabinetu. Tak właśnie powinien był postąpić, przekonywał sam siebie. Dlatego tu przyszedł. Wcale nie dlatego, że mając ją tak blisko, nie mógłby sobie zaufać. Bella przeczytała notkę, pozostawioną na kuchennym stole. „Mam coś do załatwienia, a potem wrócę. Edward". Edward. A więc tak ma na imię. Powtórzyła je kilka razy, aż stało się znajome, a potem bliskie. Przesunęła czubkami palców po literach jego imienia nakreślonych zamaszystym pismem, odzwierciedlającym silną osobowość. Próbowała przeanalizować własne uczucia, ale okazały się zbyt złożone. Trzymaj się faktów, ostrzegła sama siebie. W przeciwieństwie do uczuć i pragnień, fakty dawały się poukładać w konkretnym porządku. Tego ranka przeżyła szok, budząc się w pełni ubrana w wielkim łożu w sypialni, doskonale świadoma, kto ją tam przeniósł. Czemu to zrobił? Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie niemądre podszepty nadziei i, żeby już całkiem zdystansować się od niechcianych myśli, wyjęła z lodówki jogurt i misę ze świeżymi owocami. Niebo za oknem było błękitne, a pokusa zjedzenia śniadania na tarasie zbyt silna, by się jej oprzeć. Powietrze pachniało lekko kadzidłem i solą. W dole widziała hotele, a za nimi przystań i plażę. Tu, na górze, miała zarówno swobodę obserwacji, jak i komfort pozostawania niewidzianą. Jej skóra po długiej, angielskiej zimie łaknęła słońca i gdyby Bella czuła się swobodnie, z pewnością uległaby pokusie zrzucenia łaszków i pławienia się w cudownym cieple. Niestety, jednak nie była u siebie, a ostatnią rzeczą, której sobie życzyła, było przyłapanie na opalaniu się nago. Ponieważ przyjechała do Zuranu w interesach i nie zamierzała zostać dłużej niż kilka dni, nie wzięła kostiumu. A teraz jeszcze bardziej potrzebowała czystych koszulek i bielizny. Otworzyła kubeczek z jogurtem i zanurzyła w nim łyżeczkę. Przed sobą ułożyła książkę o Zuranie, wcześniej przyniesioną z gabinetu. W godzinę później wciąż jeszcze czytała. Historia kraju założonego na pustyni przez ród, który nim rządził do dziś, pochłonęła ją całkowicie. Zamierzeniem obecnego władcy było, jak się wydawało, zmienienie Zuranu w ziemski raj w starym stylu, otwarty dla gości z różnych kultur. Do czasu, kiedy dochody z ropy naftowej zmniejszą się znacząco, Zuran będzie ulubionym krajem na wakacyjne wycieczki miłośników różnych sportów. W książce cytowano wywiad, w którym władca przyznał, że celowo podejmuje ryzyko inwestowania tak olbrzymich sum w maleńki kraj. Jako analityk finansowy Bella mogła sobie łatwo wyobrazić, jakie szkody mógł przynieść temu planowi skandal związany z podwójnym sprzedawaniem posiadłości zagranicznym klientom. Jeden z rozdziałów książki poświęcono opisowi lokalnych obyczajów i różnic pomiędzy mentalnością Wschodu i Zachodu. Bella zmarszczyła brwi, czytając, że na Bliskim Wschodzie wręczanie i przyjmowanie prezentów w celu ułatwienia negocjacji jest akceptowaną normą, podczas gdy kultura Zachodu uznaje to za szkodliwe łapownictwo. Autor książki radził zachodnim biznesmenom, by chcąc uniknąć dwuznacznych sytuacji, korzystali z porad kompetentnych miejscowych doradców. Edwardowi byłoby więc znacznie łatwiej niż jej wręczyć łapówkę dla uzyskania dowodu własności apartamentu. Zresztą nie miała pieniędzy ani kontaktów, on najprawdopodobniej dysponował i jednym, i drugim. Już chciała zamknąć książkę, kiedy zauważyła rozdział zatytułowany „Ukryta Dolina", co pobudziło jej ciekawość. http://www.logopedawarszawa.info.pl/media/ ruszyć. - Dlaczego wciąż tu jesteś? - spytała go bez szczególnej niechęci, 182 kiedy pili kawę w poczekalni na dwunastym piętrze. - Obiecałem babci, że poczekam, póki ona nie przyjdzie. - Mogę sama tu zostać. Raczej nie jestem ofermą. - To akurat wiem. - Dziękuję - powiedziała cicho. - Za co? - Za to, co zrobiłeś dla Imo w nocy. - Niewiele tego było. - Tyle, ile trzeba. - To miło z twojej strony.

powiedziałem, prawda? Kiedy żeniłem się z Karo, wziąłem też na siebie obowiązek opieki nad jej dziećmi. Na dobre i na złe. - Ale z ciebie kłamczuch! - Kłamczuch? - Zmusił się do uśmiechu. - Nie, tylko optymista. - A gdzie tu powody do optymizmu? Bóg widzi, że to raczej mnie przydałoby się trochę tego towaru. Sprawdź - Przykro mi, ale najpierw musi mi powiedzieć. Sylwia uśmiechnęła się - chyba po raz pierwszy od dwóch dni. - W porządku, Flic. Ona ma absolutną rację. - Dziękuję - odrzekła Chloe, odwracając się plecami do siostry. 47. Siedząc w małym, klaustrofobicznym pokoju przesłuchań Matthew był świadom, że to, co dotąd wydawało mu się nie do pomyślenia, zbliża się właśnie wielkimi krokami. Zgłosił się na policję sam, punktualnie o czwartej, nikt go dotąd nie aresztował, ale to wszystko nie przekreślało realności nocnego koszmaru ani go nie osłabiało. Detektyw sierżant Malloy i detektyw konstabl Riley potraktowali go w sposób cywilizowany. Malloy powiedział, mu że jest wolny i może wyjść