w izolatkach, jak to określają pracownicy więzienni, lub w dziurze, jak

szoku, więc umysł próbował jakoś sobie radzić. Zdawała sobie sprawę, że to reakcja dysocjacyjna, a mimo to ciarki przebiegły jej po plecach. Już wcześniej widziała takie spojrzenie. Na starych zdjęciach Teda Bundy'ego. Niektórzy twierdzą, że bardzo cienka linia oddziela psychologa od psychopaty, którego próbuje rozgryźć. Zdawało się, że Quincy właśnie tę linię przekroczył. Ciarki na plecach zmieniły się w lodowaty dreszcz. - Śmierć mojej córki to nie był wypadek - powiedział. - Rainie Conner ma dowód, że sprawca popsuł pas bezpieczeństwa. - Och, nie! - powiedziała Glenda. - Musiał się z nią zaprzyjaźnić, zdobyć jej zaufanie. Trudno powiedzieć, co dokładnie wie. Zna moje hobby, moje upodobania, nawyki i dziwactwa, 133 moich znajomych i ich adresy. Najprawdopodobniej zna też adres tego domu i numer telefonu. Nie powinnaś siedzieć tu sama. - Nie jestem sama - odparła automatycznie, ponieważ biuro nigdy nie wysyła do akcji pojedynczych agentów. - Jest tu agent specjalny Montgomery... Quincy tylko popatrzył na nią. Potem rozejrzał się po pustych pokojach. - Montgomery jest zajęty - dodała, chcąc się wytłumaczyć. - Dlaczego zajmuje się tą sprawą? Nie wygląda na kawalerzystę. - Poprosił o przydział. Jesteś jednym z nas. Musimy rozwikłać tę sprawę http://www.logopedawarszawa.biz.pl/media/ go szczęśliwszym. Potrafił rozmawiać z nią tak, jakby rozumiał wszystko to, czego nie dopowiadała. Koszmarne sny, w których jechała razem z Mandy, rozpaczliwie szarpiąc za kierownicę... Poczucie izolacji, które nagle na nią spadło, bo siostra odeszła, a rodzice się rozstali... Czuła się jak ziarnko piasku w wielkim, obojętnym wszechświecie. Zapragnęła przyjść na strzelnicę i z potężnej broni wypalić do papierowego celu, jakby to mogło przywrócić jej świat do normy. Jakby dzięki temu mogła się stać silniejsza. Podeszła do kontuaru, przy którym Fred Eagan, szef stowarzyszenia, pochylał się nad stertą papierów. - Czekam na Douga - powiedziała. - Doug dziś nie przyjdzie. Zwolnienie lekarskie. - Fred przerzucił kolejny dokument i złożył podpis. - Miał do ciebie zadzwonić, ale widocznie

imię z twarzą. - Pomogłaś uratować mi życie. To jest trochę ważniejsze niż spotkanie człowieka na jakimś przyjęciu. - Jest jeszcze coś. - Co? Teraz robił wrażenie naprawdę zatroskanego. Wieczór był taki piękny. Sprawdź zapalenie stawów, więc można go wykluczyć. - A rodzeństwo? - spytał Quincy. - Dwaj młodsi bracia i jedna młodsza siostra. Jose ma trzydzieści pięć lat i kartotekę. Kradzieże z włamaniem, ale teraz jest na wolności. Mitchell Millos, Mickie, ma trzydzieści trzy lata i - o dziwo! - nie ma kartoteki! Jest inżynierem. Ma dyplom ukończenia Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Widać z tego, że chociaż jeden z mężczyzn tej rodziny wyszedł na ludzi. Na koniec jest Rosa Millos, córka, dwadzieścia osiem lat. Nie ma o niej żadnych innych informacji. Dlaczego? - Szowinizm - odparła Rainie. - Agenci federalni znani są z tego, że nie doceniają kobiet. - Nie będę tego komentował - mruknął Quincy. - Zwłaszcza że macie nade mną przewagę liczebną. Może jednak powiesz coś więcej o Mickiem.