Jodie rozglądała się po ścianach, ale Lorenzo wyjaśnił jej ponuro:

- Nic. Klucze do samochodu i inne są w kurtce. - Zamknął za sobą drzwi i podniósł coś do góry. - I jeszcze to. - Popatrzył na nalepkę. - Mam nadzieję, że nie było mu to pilnie potrzebne. - To jego spray na serce! - zawołała Sylwia, także bliska paniki. - Używał tego w sobotę po wypadku - przypomniała sobie Flic. - Biedny stary John... - westchnęła Chloe. Imogen stała oparta o jedną z szafek i nic nie mówiła. - Dobrze się czujesz, Imo? - spytała Zuzanna. - Jasne, że nie! - wybuchnęła nagle Flic. - Jak my wszystkie! Ale może poczułybyśmy się lepiej, gdyby on się stąd wyniósł! Matthew ją zignorował. - Jeszcze coś, Sylwio? - zwrócił się do teściowej. - Może powinniśmy się z kimś skontaktować w sprawie Johna? - Same to zrobimy! - wrzasnęła Flic. Nagle z oczu trysnęły jej łzy złości. - Mówiłam ci, Groosi, dłużej go tu nie zniosę, rozumiesz? - Cała się trzęsła. - Flic, to nam nie pomaga... - Proszę, obiecaj mi, że nie pozwolisz mu dalej tu mieszkać! Bo inaczej zabiorę stąd Chloe i Imo, znajdę... - Flic, kochanie... - Zuzanna chciała ją objąć. http://www.logopedapoznan.info.pl - Nie. - Zuzanna zacisnęła ręce na poręczach fotela, jakby się bała, że Flic wywlecze ją siłą. - Nie jestem twoją młodszą siostrą i nie pozwolę się terroryzować. Powiem, co myślę, i mimo wszystko spróbuję ci pomóc. - To ma być pomoc?! - Flic nie panowała już nad głosem. - Jak śmiesz?! Siedzisz tu jak uparta krowa, oskarżasz mnie o przestępstwa, chociaż dobrze wiesz, że to on je popełnił! - Policzki jej płonęły, źrenice się rozszerzyły, wyglądała jak furia. - Ja fałszowałam podpisy? Ja skrzywdziłam własną siostrę? To może jeszcze popchnęłam... Umilkła raptownie, a na jej twarzy oprócz wściekłości i bólu pojawiło się coś jeszcze: przerażenie. Wydała dziwny dźwięk, niby pisk, niby skowyt, i nagle wybiegła z pokoju, potrącając po drodze

Bella zignorowała złowieszcze ostrzeżenie brzmiące w jego głosie. - To chyba oczywiste - odpowiedziała prześmiewcze - Dajesz mi czek, ja kwituję sprzedaż apartamentu, a potem odkrywam, że czek jest bez pokrycia. - Oskarżasz mnie o nieuczciwość? - Edward nie wierzył własnym uszom. Bella z determinacją uniosła podbródek. - Najwyraźniej bardzo ci zależy na tym apartamencie. Oferujesz dużo więcej, niż jest wart. Dlaczego? Zdrowy rozsądek wskazuje, że musi być jakiś powód. Bo chyba nie chodzi o akt dobroczynności? - Uśmiechnęła się słabo i potrząsnęła głową. - Najpewniej uważasz, że jestem tak zachłanna, że bez pytania zaakceptuję twoją propozycję. Sprawdź Jodie omal nie parsknęła śmiechem, ale przypuszczała, że te szmatki raczej nie znajdą aprobaty u Lorenza. Włożyła koszulę nocną, zamknęła walizkę i postawiła ją na podłodze, potem wpełzła do ogromnego łoża i zgasiła światło. Powinna była przemyśleć swoją sytuację i znaleźć sposób wykaraskania się z niej, ale na to była stanowczo zbyt zmęczona. Lorenzo zamknął komputer i wstał od biurka. Wysłał e - maile do kilku osób; między innymi do prawnika, wyjaśniając mu swoje zamiary, do pewnego wysoko postawionego dyplomaty, który był mu winien przysługę, z prośbą o skrócenie normalnych procedur, tak aby mógł poślubić swoją brytyjską narzeczoną jak najszybciej, oraz do kardynała, który był jego dalekim kuzynem. Jodie zostawiła portfel z dokumentami na siedzeniu samochodu, więc mógł przefaksować jej dane do wszystkich trzech mężczyzn. Prawnikowi zlecił przygotowanie w największym pośpiechu umowy małżeńskiej, a jednocześnie aktu przeniesienia na niego własności Castillo, zgodnie z wolą jego zmarłej babki. Opuścił apartament, zszedł na dół i przemierzył labirynt nieużywanych pokojów ze staromodnym umeblowaniem i zatęchłym powietrzem, aż znalazł drzwi, których szukał. Przez chwilę oddawał się marzeniom. Poślubiłby tuzin bladych i chudych Angielek, żeby tylko móc zrealizować to, co już od bardzo dawna drążyło jego myśli. Nagły skurcz w chorej nodze wyrwał Jodie z głębokiego snu. Lorenzo usłyszał żałosną skargę, wychodząc z łazienki. Zmarszczył brwi, kiedy jęk się powtórzył. Owinął ręcznik wokół bioder i podążył do pokoju gościnnego. Pchnął drzwi i zapalił światło. Jodie leżała na środku wielkiego łoża i desperacko starała się rozmasować bolesne miejsce. Lorenzo natychmiast zrozumiał, co się stało. Podszedł do niej, objął za ramiona i spytał krótko: - Co się dzieje? Czy to skurcz? Jodie potwierdziła. Ból nadał jej twarzy barwę popiołu, a Lorenzo zauważył na jej bladym czole kropelki potu. - Często tak cierpisz? Czemu ją o to pytał? Czy bał się odpowiedzialności za kalekę, nawet jeżeli ich małżeństwo miało trwać tylko jeden rok? - Nie, tylko kiedy się przeforsuję. Och! - Jodie skrzywiła się i krzyknęła, kiedy jego mocne palce odnalazły źródło bólu.