przecież mają je miliony ludzi na świecie. Katrina jest ruda tak jak sędzia, ale kto wie, może jej krótkie loki są farbowane. Jedno Shelby wiedziała na pewno: że jej nie ufa. Ani trochę. - Jestem podobna do matki - powiedziała Katrina. - Dogodna wersja. - Prawdziwa. - Błysnęła tym swoim irytującym, pełnym samozadowolenia uśmiechem, który już działał Shelby na nerwy. - Dlaczego o tobie nie słyszałam? - Ponieważ byłam wielką, mroczną tajemnicą sędziego Cole’a. Shelby nie zwracała w tym momencie uwagi na Lydię. Gosposia wciąż stała przy drzwiach i patrzyła na Nedelesky w taki sposób, jakby reporterka była duchem; jej reakcja była o wiele bardziej wymowna niż słowa pewnej siebie kobiety, która stała na zacienionym ganku. - To dlaczego tak długo się nie pokazywałaś? - To nie był właściwy czas, Shelby. - I teraz jest właściwa pora? - Bingo. No cóż, nie zaszkodziłoby wysłuchać historii Katriny. Shelby miała w tym własny interes. Poczuła, że schowany w kieszeni pęk kluczy ojca uwierają w udo. Musiała pojechać do Coopersville, dorobić zapasowe klucze i odłożyć oryginały na miejsce, zanim zostanie zdemaskowana. - Wejdź - powiedziała, szeroko otwierając drzwi. Była sceptyczna. Wprawdzie zawsze wiedziała, że jej ojciec podoba się kobietom i nie żył w celibacie przez http://www.lekarzewarszawa.info.pl/media/ sprośne historyjki. - Shelby? - Głos ojca gwałtownie przywrócił ją do rzeczywistości. Sędzia wstał z fotela i popatrzył jej w oczy. - Rozumiemy się? Nie zobaczysz się już z Nevada Smithem. - Kiedy będę miała osiemnaście lat... - To porozmawiamy. Do tego czasu masz się trzymać od niego z daleka. - Stanął przed zimnym paleniskiem 57 kominka; wypolerowane długie rogi zawieszone na murku nad balustradą wyglądały tak, jakby wyrastały wprost z jego głowy. - Nie chciałbym nakładać szlabanu albo zabierać ci samochodu. To byłoby przykre. - Nie będziesz musiał - skłamała. Uwielbiała swój samochód, cytrynowożółty kabriolet, niemal tak jak swoją cenną klacz Appaloosę, chociaż nie kochała ich tak namiętnie jak Nevady. O nie, jej uczucia do Nevady nie dało się opisać. Wprawdzie do pewnego stopnia zdawała sobie sprawę z tego, że po prostu buntuje się przeciwko despotycznemu ojcu i że żywiołowy Nevada to nie chłopak dla niej, nie mogła się jednak powstrzymać: musiała postępować
potrafił okreslic, ale - i to jest wa¿ne - Alex wyciagnał z barku 56 kilka butelek - kiedy ju¿ odzyska przytomnosc, a wyniki badan beda dobre, pozwola jej wrócic do domu. -Alex otworzył nowa butelke. - Mam ju¿ dwie pielegniarki, które beda jej dogladac na zmiane. Sprawdź marmur, widoczny przy brzegach kosztownych kilimów, lśnił w słońcu, które sączyło się przez wysokie, nienagannie czyste okna. - Hola! Ktoś tam jest? - zabrzmiał znajomy głos z wyraźnym hiszpańskim akcentem i dały się słyszeć ciche kroki, a kiedy Shelby skręciła w stronę kuchni, omal nie wpadła na Lydię, gosposię ojca. Ciemne oczy ją rozpoznały, na twarzy pojawił się uśmiech radości. - Seńorita Shelby! - Lydia uśmiechała się od ucha do ucha. Jej niegdyś czarne włosy, starannie splecione i zwinięte w kok nisko na szyi, były teraz poprzetykane siwizną. Nieliczne, niesforne kosmyki okalały twarz, którą Shelby pamiętała z młodości. Z biegiem lat talia Lydii trochę się zaokrągliła, ale na twarzy nie było zmarszczek, a skóra o miedzianej karnacji z meksykańskimi akcentami i typowymi dla Indian wystającymi kośćmi policzkowymi wydawała się równie gładka jak kiedyś. - Dios! - Lydia uścisnęła tę, którą pomagała wychowywać. - Dlaczego nikogo nie zawiadomiłaś, że przyjeżdżasz do domu? - Zdecydowałam o tym nagle. - Objęła Lydię i do oczu napłynęły jej niechciane łzy. Czarna sukienka, biały