Wykonała zaplanowaną liczbę serii i wstała. Brawo! Wzięła ręcznik i wróciła do

Bez zastanowienia wsiadła do samochodu. Kluczyki były w stacyjce. Przekręciła je. Silnik ożył. Wrzuciła wsteczny, wyjechała z garażu, minęła podjazd. Tylko cudem nie rozjechała nieszczęsnego kota sąsiadów i nie przewróciła skrzynki na listy. Wyjeżdżając na ulicę, spojrzała w okna sypialni. Jej serce na moment przestało bić. W oknie stała ciemna postać, cień z okrutnym, krzywym uśmiechem. – Cholera! Światło się zmieniło i wizja zniknęła. A może był to tylko wytwór jej wyobraźni... Czy to może być prawda? Nie czekając, żeby się przekonać, nacisnęła pedał gazu i gnała na złamanie karku, akurat gdy stary pan van Pelt postanowił wyjechać swoim przedpotopowym czołgopodobnym buickiem na ulicę. Jennifer zahamowała z piskiem opon i wyminęła staruszka. W oknie nikogo nie było i dobrze o tym wiesz, tłumaczyła sobie. Nikogo. Z jedną ręką na kierownicy drugą szukała na siedzeniu pasażera torebki i komórki, które, jak sobie teraz przypomniała, zostały w sypialni, tej samej, w której oknie widziała ciemną postać. To tylko rozszalała wyobraźnia, powtarzała sobie, manewrując w labiryncie przecznic, aż dojechała do autostrady i wtopiła się w ruch uliczny. Jej serce tłukło się o żebra, w głowie http://www.lekarzewarszawa.com.pl/media/ dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności. Uniknął śmierci o włos. Nie sposób wyjść z takich opałów bez zmian na psychice. Wycofanie się i introspekcja to normalne zjawiska. Na miłość boską, Bentzowi śmierć zajrzała w oczy, więc O1ivia dawała mu czas na zaleczenie ran, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Ale, do cholery, co ma z tym wspólnego Jennifer Nichols Bentz? Musiała zasnąć, bo otworzywszy oczy, ze zdumieniem ujrzała słońce wschodzące nad horyzontem. Na niebie ścieliły się pasy różu i fioletu i nagle poczuła, że nie wytrzyma na kanapie ani chwili dłużej. Bolała ją głowa – postanowiła, że zaparzy kawę. Bez kofeiny, napomniała się, idąc od łazienki. Otworzyła kosz na śmieci pod umywalką. A tam, na stercie zużytych chusteczek, leżał ostatni test ciążowy w charakterystycznym opakowaniu. Różowa kreseczka nadal oznajmiała to samo, głosiła wszem wobec, że O1ivia Bentz jest w ciąży. Rozdział 3

– Dzieciobójca! – krzyczała. – Czego tu chcesz? Hayes, Martinez i potężny mężczyzna, pewnie jej mąż, biegli tuż za nią. – Oddzwonię – rzucił Montoi i się rozłączył. – Dlaczego nie dasz nam spokoju? Nie wystarczy ci, że zabiłeś mojego brata i zniszczyłeś życie matce? – krzyczała. Bentz odwrócił się w jej stronę. Sprawdź Nigdzie ani śladu kobiety w czerwonej sukience. W ogóle nikogo. Odwróciwszy się, popatrzył na wszystkie strony. Na darmo. Gdzie ona się podziała? Nad głową Bentza krzyczeli ludzie. Pozwolił, by przypływ zepchnął go pod molo. Płynął, szukając jakiekolwiek śladu. Rozglądał się. Plaża pusta. Nikt nie wisi pod molo, a w wodzie był tylko on. – Jennifer! – zawołał, przykładając zwinięte dłonie do ust. Jego głos niósł się dziwnym echem po wodzie, między słupami podtrzymującymi molo. Przywarł do pnia oblepionego skorupiakami, czekał, aż się pojawi, dyszał ciężko, zaklinał ją w myślach: Chodź, chodź, chodź! – Jennifer! Wypluł morską wodę z ust. Otaczał go zapach oceanu, mokre ubranie poruszało się w rytm fal. Niczego nie widział, odpowiadały mu jedynie głosy na górze, słyszał tupot stóp na molo. Szukał dalej, wpatrywał się w mrok i mgłę, wypatrywał ruchu w ciemnej wodzie.