miałby kłamać? Natura obdarzyła ją najpiękniejszymi nogami

Alli nie mogła zasnąć i wstała, Ŝeby zobaczyć, co z Eriką. Wychodziła właśnie z pokoju dziecinnego, zamykając za sobą drzwi, i zatrzymała się, a zimna podłoga pod stopami zrobiła się nagle ciepła. Obejrzała się i napotkała spojrzenie Marka, który wychodził akurat ze swojej sypialni. Przez długą chwilę nie odrywali od siebie wzroku, związani jakby tajemną siłą. I choć dzieliła ich pewna odległość, Alli czuła jego zapach, a luźna piŜama, rozchylająca się tu i ówdzie, pogarszała tylko sytuację. Jego naga pierś przypomniała jej ich poranne spotkanie. Teraz teŜ, tak jak wówczas, jej ciało było gotowe przyjąć go. - Myślałem, Ŝe śpisz - wyszeptał Mark. Przełknęła ślinę, świadoma, Ŝe nie powinna przyglądać się jego piersi, szczególnie tej wąskiej owłosionej linii, niewidocznej od paska w dół. - Chciałam sprawdzić, czy Erika śpi - udało jej się jakoś powiedzieć. Na jego twarzy odmalowało się zatroskanie, zbliŜył się do niej. - Dlaczego? Stało się coś? Erika ma się dobrze, to mnie coś opętało, chciała powiedzieć, napotkawszy jego wzrok. - Nie, z nią wszystko w porządku. Nie mogłam zasnąć i postanowiłam zajrzeć do niej. - Aha, rozumiem. http://www.lagodnarehabilitacja.info.pl/media/ Na widok Eriki pielęgniarka uśmiechnęła się. - Miło mi. A to mała panna Hartman? - zapytała, podając Markowi rękę. - Jestem Laurie, pielęgniarka doktora Coverta. - Tak. Zaraz tu będzie niańka małej - powiedział. - Rozumiem, ale proszę za mną. Po chwili, juŜ w gabinecie, Laurie zaczęła rozbierać Erikę, podczas gdy Mark stał obok. - To szczęśliwe dziecko - orzekła Laurie. - Pamiętam, jak pani Tucker przyszła tu z nią po raz pierwszy. Mała płakała rzewnie, musiałyśmy ją uspokajać, a było to zaledwie przed paroma miesiącami. Ładnie ją pan prowadzi. - Dzięki za uznanie. Słysząc skrzypienie drzwi, Mark obejrzał się - miał nadzieję, Ŝe to Alli, lecz do pokoju wszedł starszy pan i Mark domyślił się, Ŝe to lekarz.

- Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym, ale wątpię, aby mnie tu szukali. - Ufam, że się nie mylisz. Mieszkam tu zaledwie od kilku miesięcy i jak dotąd mało kto wie, kim jestem. Naturalne, że będąc w żałobie chodziłam tylko do kościoła. Uzgodniły między sobą, że w razie potrzeby Clemency poda się za ubogą kuzynkę, która przyjechała do ciotki dla podtrzymania jej na duchu. Nie doceniły jednak wścibstwa okolicznych wieśniaków, skrzętnej dociekliwości pana Jamesona ani determinacji pani Hastings-Whinborough. Mały domek w Abbots Candover nie leżał na takim odludziu, jak sądziły. Lysander, w milczeniu i z zaciśniętymi ustami pomagał lady Helenie wsiąść do powozu czekającego przed domem Hastingsów na Russell Square. Sprawdź - Dałem słowo Jacksonowi. - Nadal się boisz, że pomogę jej uciec? - Podeszła do drzwi. Stanęła przy nich i odwróciła się do Santosa. – Nie ufasz mi. Oskarżasz, że nie mam do ciebie zaufania, że nigdy go nie miałam. Tymczasem mam go na tyle, żeby cię kochać. To nie ja, ale ty podkreślałeś różnice, które nas dzielą. Cały czas mnie osądzałeś, twierdziłeś, że opływam w bogactwa, że jestem zepsuta, zajęta wyłącznie sobą. Że nie potrafię kochać... - Uniosła głowę. - Ale to ty uznałeś, że nie zasługujesz na moje uczucia. - Z trzaskiem otworzyła drzwi. - Teraz widzę, że nigdy w nas nie wierzyłeś. Nigdy mi nie ufałeś i nadal nie ufasz. Tylko że teraz nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Jadę, Santos. Sama. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY Gloria prowadziła auto jak obłąkana, oślepiona przez łzy, ogłuszona tym, co usłyszała o matce. Musi istnieć jakieś wyjaśnienie, powtarzała sobie z rozpaczą. Modliła się, żeby matka przytuliła ją i zapewniła, że wszystko, co powiedział Santos, jest wymysłem, kłamstwem. Przeczuwała jednak, że nie otrzyma takiego zapewnienia. Cudem dotarła do domu Hope bez wypadku. Wyskoczyła z samochodu, przebiegła przez trawnik i zaczęła walić w drzwi. Otworzyła jej pani Hillcrest. - Panienka Gloria! Co się stało? - Gdzie matka? - Gloria minęła gospodynię. - Muszę się z nią widzieć. - Jest w swoim pokoju, odpoczywa. Prosiła, żeby jej nie przeszkadzać. Gloria wbiegła na schody. - Zaraz ktoś po nią przyjedzie. Zatrzymaj ich na dole tak długo, jak to możliwe. - Ktoś przyjedzie? - Pani Hillcrest podeszła do schodów. - Po matkę panienki? Nie rozumiem.