słońca na Ziemi, a kiedy słońce wzeszło już wysoko, poprosiłem go, żeby narysował mi baranka. Bardzo chciałem

- Tak. Naprawdę znalazłem się w ciężkim położeniu. Zastanawiała się przez chwilę. - W porządku, zostanę na noc w hotelu. Przez parę godzin chcę pobyć tylko z Henrym. Kiedy zaśnie, zjemy razem kolację i pogadamy. Zgoda? Chwilowo nie miał szans utargować nic więcej, więc przystał na propozycję. - Zgoda. Tammy zamknęła walizkę, wzięła od Kylie list i wrzu¬ciła go do plecaka. - Dobrze, a teraz znajdę sobie pokój. - Nie ma potrzeby - zaoponował Mark. – Apartament został wynajęty do końca miesiąca. - Miałabym mieszkać na twój koszt? O, nie. Nie będę ci nic zawdzięczać, mości książę. Idę wynająć sobie pokój. Ko¬lację zjemy o siódmej. Do tej pory proszę mnie nie niepokoić. Tammy siedziała z Henrym na środku wielkiego hote¬lowego łoża. Podrzucała go, przytulała, obsypywała poca¬łunkami, próbując wywołać na jego buzi chociaż jeden uśmiech. Na próżno. Zamówiła do pokoju porcję jedzenia dla niemowląt. Gdy przyniesiono duszone jabłka, posadziła sobie Henry'ego na kolanie i nabrała trochę jedzenia na łyżeczkę. Chłopczyk automatycznie otworzył buzię, ale Tammy nie zamierzała go karmić w taki sposób, w jaki robiono to dotychczas. Zro¬biła to samo, co robiła przed laty z Lara. - Ziuuuu! - Łyżeczka przeleciała przed nosem biernie czekającego chłopczyka. - No, Henry, musisz złapać samo¬locik. Ziuuuu! Mały patrzył na zbliżającą się i uciekającą łyżeczkę, jak¬by ta go zdradziła. Nie rozumiał, że to zabawa. Nie umiał się bawić. Łyżeczka dotknęła języka malca i znowu odleciała, i po-nownie zanurkowała jak mały aeroplan. Tammy zaśmiała się zachęcająco. - Jeszcze raz! - zawołała wesoło. - I jeszcze! Wreszcie za piątym razem... Oczy malca rozbłysły jak dwie gwiazdki, a z jego gardziołka wydobył się rozkoszny gulgot. Uszczęśliwiona Tam¬my porwała go w objęcia i mało brakowało, by rozpłakała się ponownie. Kiedy chłopczyk został już nakarmiony i zasnął, z ocią¬ganiem położyła go do łóżeczka. Nie miała ochoty rozsta¬wać się z nim ani na moment. Całe jej dotychczasowe życie zostało wywrócone do góry nogami. Nie wiedziała, co po¬cznie dalej, ale jedno było pewne - ona i Henry będą odtąd nierozłączni. Do siódmej zostało jeszcze pół godziny. Tammy wzięła prysznic, umyła włosy, przebrała się w zapasowe dżinsy i prostą bawełnianą bluzkę - w plecaku nie miała nic innego - a potem wyjęła zaadresowaną do siebie kopertę i otwo¬rzyła ją. List napisała Lara. Gdyby Tammy wiedziała o wszyst¬kim wcześniej, nie poprzestałaby na zajęciu się Henrym, lecz spróbowałaby wkroczyć do akcji i uratować siostrę. Niestety, list przeleżał całe cztery miesiące w walizce... Kiedy rozległo się pukanie, Tammy miała ochotę roz¬szarpać księcia i całą jego rodzinę. Gotując się ze złości, szybko podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym ru¬chem i... na widok stojącego za nimi mężczyzny na moment zapomniała o wszystkim. http://www.kisleonardo.pl - Ty możesz wędrować z planety na planetę, ja zaś umiem wędrować inaczej. Widziałeś kiedyś opadającą świtem mgłę i wschodzące słońce, które rozświetla i stopniowo odsłania krajobraz?... - Teraz już rozumiem. To, że się przebywa w jednym miejscu, nie oznacza wcale, że nie można się przemieszczać inaczej. Stanie w miejscu nie musi oznaczać, że się jest czymkolwiek ograniczonym... Nawiązując do obrazu poranka, o którym mówiła przed chwilą Róża, Mały Książę spytał: - Czy ta mgła już całkiem opadła, a słońce wzeszło dostatecznie wysoko? Róża odrzekła z ciepłym uśmiechem: - Chyba jeszcze nie, bo wciąż odkrywam coś nowego... - Ale już wiesz, jak to się stało, że zjawiłaś się na mojej planecie -Mały Książę bardziej stwierdził niż zapytał. - Tak, teraz już chyba wiem... - Teraz? - nie zrozumiał znowu Mały Książę. - Teraz, to znaczy po tym jak zadałeś mi swoje pytanie. Gdybyś go nie zadał, nie wędrowałabym w głąb siebie, aby się tego dowiedzieć.

się na swojej planecie. Ich wspólnej tajemnicy, którą razem będą odkrywać. - Jestem kwiatem - zaczęła swoją opowieść Róża. - Ale jestem nie tylko kwiatem. Chodzi o to, że mogę być nie tylko kwiatem... Mały Książę znowu był zdumiony. - Bycie kwiatem jest dla mnie czymś, czym muszę być, ale mogę być czymś więcej. Mogę być wszystkim, nie przestając być dla ciebie kwiatem... Sprawdź Mały Książę oczekiwał na dalszy ciąg opowieści. Nie ponaglał jednak Róży. Uznał, że będzie lepiej, gdy Róża sama podejmie przerwany wątek. Zastanawiał się, co mogą oznaczać słowa, że Róża jest nie tylko kwiatem i że może być wszystkim. Czyżby to oznaczało, że Róża może być też wulkanem? Albo baobabem?... - O czym myślisz? - spytała Róża widząc ogromne skupienie na twarzy Małego Księcia. - O tobie i o tym, co powiedziałaś - odrzekł zgodnie z prawdą i opowiedział jej o swoich obawach. Reakcja Róży zadziwiła go. Roześmiała się bowiem tak, jak tylko róże potrafią się śmiać, kiedy są czymś niezwykle rozbawione: - Mój drogi, to nie tak. Nie bój się nie jestem i nie będę baobabem czy wulkanem. Chyba, że zechcesz, bo ja mogę być tylko tym, czym ty zechcesz. Sama jeszcze nie wiem, co to znaczy. Obecnie jestem kwiatem i lubię być twoim kwiatem... - A chciałabyś czuć się czymś innym? - Nie wiem, przecież dopiero przed chwilą dowiedziałam się, iż mogę być nie tylko kwiatem. Wiem jednak, że lubię czuć się taką, jaką mnie widzisz czy chciałbyś widzieć. To właśnie jest dla mnie ważne.