– Odrzuciło je. Szafki zadudniły. Dziewczynki upadły na ziemię. Tyle hałasu. Zrobiłem

otwierała drzwi, Mann ją zaskoczył. – Pani Conner. – Rainie zatrzymała się. Psycholog wskazał sąsiednie pomieszczenie z dużym biurkiem. – Jak pani widzi, mój gabinet połączony jest z sekretariatem. Wprawdzie w czasie, gdy padły strzały, byłem u siebie sam, ale gdybym wychodził, ktoś musiałby mnie zauważyć. Proszę zapytać naszą sekretarkę, Marge. Z pewnością potwierdzi, że na początku przerwy wszedłem do swojego gabinetu z kanapką w ręku i potem nigdzie się stąd nie ruszałem. Chciałbym, żeby pani o tym wiedziała. Kiwnęła głową. Facet chyba rzeczywiście miał alibi. Jej wzrok padł na stare teczki, rozrzucone po podłodze. Dostrzegła dwa znajome nazwiska. Sally Walker. Alice Bensen. Oczywiście. Te dokumenty były już niepotrzebne. Richard Mann podążył za jej spojrzeniem i jakby jeszcze bardziej posmutniał. – Powinnam to zabrać – zawyrokowała. – Dołączyć do raportu o ofiarach. Jakoś dziwnie na nią popatrzył. Może zastanawiał się, kiedy się nauczyła reagować tak obojętnie. Potem posłusznie podniósł obie teczki z podłogi i podał je Rainie. Wizyta dobiegła końca. 18 Czwartek, 17 maja, 15.12 Rainie i Quincy wpadli na szybki lunch do Dairy Queen. Gdy wrócili do centrum operacyjnego, czekał już na nich Abe Sanders w idealnie wyprasowanym szarym garniturze i lśniących, czarnych pantoflach. Rainie zaczęła podejrzewać, że detektyw stanowy nie tylko http://www.juiceflow.pl/media/ - Ja! - poprawił się Albert. - Ja mógłbym zaaranżować jakiś wypadek. Jej zabójstwo uważałem za pewien test. Kapujesz? Chciałem się przekonać, jak dobry był najlepszy z najlepszych w Quantico. Niestety, okazało się, że jeśli chodzi o rodzinę, twój instynkt okazał się zerowy. Nawet nie przyszedłeś i nie stanąłeś przy jej łóżku. Zgodziłeś się tylko na wyciągnięcie wtyczki. Przyczyniłeś się do śmierci swojej córki, Quince. Mnie to wisi, ale jak ty się z tym czujesz? Quincy zignorował to pytanie. - Wykorzystaliście ją, żeby zbliżyć się do Bethie. - Jasne! Mandy powiedziała nam... Powiedziała mi wszystko o swojej mamusi. Dowiedziałem się, które restauracje lubi najbardziej, jakiej muzyki słucha najchętniej i co najbardziej lubi jeść. Potem poszło dość sprawnie. W końcu mam swój urok.

- Była moja! - Mandy miała swoje standardy. Nie byłeś dla niej dość dobry, nie dałaby ci nawet potrzymać się za rękę. Albert skrzywił się, ale szybko się pozbierał, żeby odzyskać stracony grunt. - Twoja córka była naprawdę przyjacielską dziewczyną. Kolacyjki, Sprawdź - Hm. - Montgomery był speszony. - Poruszył się nerwowo i uśmiechnął się lekko. - Nie wiem, co o tym sądzić - powiedział w końcu. 189 - To skomplikowana sprawa - odparła łagodnie Glenda. Troje człon¬ ków rodziny agenta zginęło lub zaginęło. Nie powinniśmy wyciągać pochop¬ nych wniosków ani w stosunku do Quincy'ego, ani do nikogo innego. - Everett powiedział inaczej. - Mówiłeś już o tym z Everettem? - spytała Glenda. - Jasne. Zadzwoniłem do niego wczoraj wieczorem. Jeśli zabójcą rzeczywiście jest Quincy, całe biuro może stracić twarz. - Nie powinieneś był tego robić. Cholera! - Nie wolno mi gadać z Everettem? Chryste! Ty naprawdę mnie nienawidzisz! - Montgomery podszedł do lodówki.