maszyny.

- W sytuacji, w jakiej się pan znalazł, po prostu nie ma innego wyjścia. Pańska teściowa wydaje się dość rozsądna, powinna to zrozumieć. - Zrozumiałaby, nawet gdybym dawno temu się wyniósł. - Może ją pan zapytać, co będzie łatwiejsze dla niej i ewentualnie najmłodszej dziewczynki. W ten sposób przekona się, że wciąż pan próbuje postąpić, jak należy. - Hughes milczał przez chwilę. - Tylko pod żadnym pozorem proszę ani na chwilę nie pozostawać z żadną z tych panienek sam na sam. Przyjechał taksówką i od razu natknął się na Zuzannę, która dopiero co zaparkowała swoje błękitne mini za samochodem Sylwii. Kiedy szli razem do domu w ulewnym deszczu, milcząc, Matthew zrozumiał, że nie może liczyć na spokojną rozmowę z teściową. Oczywiście nadal miał klucze, ale pozwolił Zuzannie zadzwonić. Drzwi otworzyła Sylwia, za nią stały wszystkie trzy dziewczynki w płaszczach albo kurtkach. - Co za niespodzianka! Właśnie same wróciłyśmy, przywiozłyśmy Chloe ze stacji. Kahli przywitał się z Matthew, ale przestrzeń za psem wypełnił niewidzialny lód. - Nie muszę chyba wyjaśniać - oświadczyła obcesowo Zuzanna - że http://www.in-vitro.com.pl/media/ Lorenzo zajrzał do skrytki. Ostatni raz otwierał ją po śmierci matki. Przez moment zapragnął zatrzasnąć wieko i wybiec na słońce. Ale nie mógł tego zrobić. Nazywał się Montesavro, był głową rodziny, a poza tym jakie duchy, o ile w ogóle istniały, mogły czaić się tutaj, w kawałku metalu? Sięgnął po znajomego kształtu atłasowe pudełeczko, które pamiętał z dzieciństwa. - Jest - rzucił szorstko, zamykając skrytkę na klucz, zanim otworzył pudełeczko z pierścionkiem. - Legenda głosi, że jeżeli ten pierścionek założy kobieta czysta, kamień zajaśnieje niezwykłym blaskiem. Moja matka zawsze twierdziła, że kamień jest po prostu matowy. Jodie patrzyła w niedowierzaniu na ogromny, prostokątny szmaragd, otoczony połyskującymi brylantami. - Nie mogę tego nosić - zaprotestowała. - Będę się bała, że mogę zgubić. Chyba musiałabym mieć koło siebie uzbrojonego strażnika, żeby czuć się bezpiecznie. To musi być warte... Lorenzo zdziwił się, bo usłyszał w jej głosie nie tyle podniecenie, ile niesmak. Kobieta, która myśli z niechęcią o noszeniu cennej biżuterii? To było coś tak dalekiego od jego przekonań, że zupełnie nie potrafił sobie tego wyobrazić. - Zanim zaczniemy się nad tym zastanawiać, zobaczmy, czy pasuje - zaproponował. Jodie czuła, że ręka jej drży, kiedy wsunął pierścionek na jej palec serdeczny. Z racji swojej wagi był bardzo niewygodny. Jodie zmarszczyła się i zaczęła go ściągać. - Zostaw! Zmarszczka na czole Lorenza pogłębiła się, gdy uważnie studiował kamień, podnosząc jej dłoń do oczu. - Coś jest nie tak? - zapytała niepewnie. - Popatrz i powiedz mi, co widzisz - polecił jej. Niechętnie wypełniła polecenie. - Nic nie widzę - odpowiedziała zmieszana. Lorenzo też nic nie widział. Kamień był całkowicie wolny od zamgleń, na które, jak pamiętał, narzekała jego matka. Wybryk losu? Różnice w oddziaływaniu ze skórą obu kobiet? Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie przejrzystości szmaragdu na palcu Jodie.

- Dlaczego mężczyźni zawsze winią kobiety, kiedy to oni sami... - zaczęła, ale Lorenzo przerwał jej natychmiast. - To przecież Ewa ofiarowała Adamowi jabłko - przypomniał jej, przytrzymując przed nią drzwi windy. - Wieczna wymówka rodzaju męskiego - zakpiła. - Niewinny skuszony... - A więc przyznajesz, że to zrobiłaś? - zapytał, prowadząc ją do wyjścia na ulicę. - Ani mi się śni - odpaliła ze złością, mrugając w ostrym słońcu. - Najszybciej pójść na piechotę. - Lorenzo wziął ją pod ramię, ignorując jej zły humor. - Najpierw musimy się dostać do tamtego skweru. Sprawdź wreszcie za wygraną. - Mogę do niej wejść? - spytała Chloe. - To dobry pomysł, kochanie - powiedziała Sylwia. - Po prostu posiedź przy niej cichutko. - Wygląda, że miała pani rację - przyznał Malloy, kiedy schodzili na dół. - Może uda się pani przekonać ją później, jak trochę się uspokoi. - Może - zgodziła się Sylwia. - Oczywiście, spróbuję. 264 - Bo bez formalnego zeznania... Rozumie pani, mamy związane ręce. - A może byście tak pogadali z naszym ojczymem? - odezwała się ostro Flic. - Przecież widzieliście te zadrapania! - Mamy taki zamiar - zapewnił ją Malloy. - Jeśli tylko on zechce. - A jeśli nie zadzwoni? Co wtedy? - niecierpliwiła się Flic.