Sanders spojrzał na nią ze złością. Czyżby ten chodzący ideał nigdy nie znalazł się w

Opowieści o podróżach do Irlandii i Austrii, o nurkowaniu na rafie koralowej w Australii, okazyjnym kupnie drogocennych kamieni w Hongkongu. Miał ciepły niski głos, idealny do snucia opowieści. Kiedy już nie była pewna, czy jeden człowiek mógł dokonać tylu rzeczy, stwierdziła, że to właściwie nie ma znaczenia. Lubiła go słuchać. Lubiła obserwować, jak robią mu się zmarszczki w kącikach oczu za każdym razem, gdy się uśmiecha. Lubiła sposób, w jaki na nią patrzył -jakby jedynym celem jego życia było uszczęśliwienie jej. Zaprosił ją na kolację następnego wieczoru. Wahała się i wzbraniała, bo to wszystko toczyło się tak szybko, że sama nie wiedziała... Przyjechał do miasta na tydzień. Oczywiście, jedna kolacja nikomu nie mogła zaszkodzić. W końcu był wtorkowy wieczór, całkiem zwyczajny wtorkowy wieczór, a nie pełen napięcia wieczór piątkowy. Ostatecznie się zgodziła. On wybrał Zanzibar Blues, znany klub jazzowy i jedną z jej ulubionych restauracji. Obiecała mu, że tam się spotkają. Bethie miała pojęcie o randkach; czytała „Cosmopolitan". Na pierwszą randkę zawsze przyjeżdżaj sama, żebyś mogła wyjść w każdej chwili. Nie mów o sobie zbyt wiele, a zwłaszcza nie podawaj od razu adresu. Najpierw poznaj tego człowieka. Fakt, że mężczyzna jest porządnie ubrany i uroczy, nie oznacza jeszcze, że jest niegroźny. Wystarczyło spytać o to jej byłego http://www.in-vitro.com.pl słowa podała Shepowi. Drugą tuliła w dłoniach, czekając, aż przyjdzie poczucie siły, samokontroli. Dzisiaj też wytrzyma. Jezus Maria. Shep wziął się w garść. Otarł twarz rękawem koszuli. Zdjął kapsel z butelki i jednym haustem opróżnił ją do połowy. Po chwili dopił resztę. – Jak się tu dostałeś, Shep? – Przyjechałem. – Nie możesz wracać do domu wozem. – Wiem. Obydwoje zamilkli. Rainie spojrzała na nocne niebo. Po wczorajszym popołudniowym deszczu było bezchmurne. Gwiazdy przypominały srebrne główki szpilek na czarnym atłasie. Uwielbiała takie noce. Idealne, by zasiąść na werandzie, słuchać sów i wyobrażać sobie szum fal rozbijających się o skaliste brzegi. Wnętrze domu mogło kryć wszystkie złe wspomnienia z dzieciństwa, ale na zewnątrz czekało to, co w świecie najlepsze. Ziemia, drzewa, niebo. I

Rainie. Gdy tylko miał problemy lub coś go trapiło, zawsze chodził do niej. Dawniej Sandy gubiła się w domysłach, co łączy tych dwoje. Wszyscy w miasteczku wiedzieli o matce Rainie, o tym, jak się prowadziła. Oczami wyobraźni Sandy widziała swego męża i Lorraine Conner w miłosnym uścisku. Wyobrażała sobie, jak razem śmieją się do rozpuku, że głupiutka ślicznotka, Sandy Surmon, niczego nie podejrzewa. Pewnej nocy w napadzie zazdrości pojechała do domu Rainie, ukrytego wśród zielonej Sprawdź ona była tą silną. Mama zawsze tak mówiła. Twoja matka nie żyje. Twoja matka została zamordowana. Ktoś przyczepił się do naszej rodziny. On zabił Mandy. I to on zabił Bethie. Najprawdopodobniej ty będziesz jego następnym celem. - Nie - odpowiedział cicho ojciec - ale pracujemy nad tym. - Prawdopodobnie jest to ktoś z jakiejś starej sprawy, prawda? Ktoś, kogo złapałeś lub prawie złapałeś, lub złapałeś jego ojca, jego syna, jego brata. - Prawdopodobnie. - Więc stwórz bazę danych! Zbierzesz wszystkie stare nazwiska, a potem. .. Zorientujesz się, kto kiedy wyszedł z więzienia i dobierzesz mu się do tyłka! Proces eliminacji, a potem go zapuszkujesz! - mówiła nienaturalnym,