tenisowa. Mo¿e tam schowała pierscionek. Rozpieła zamek

wypoczywac? - Marla! - wykrzykneła Eugenia z dezaprobata, wchodzac do pokoju. - Co ty tu robisz? - Zwróciła sie do Aleksa: - Na litosc boska, Marla dopiero co wyszła ze szpitala i powinna teraz odpoczac. Fiona ma racje. - Marla chciała zobaczyc Jamesa. - Oczywiscie, oczywiscie, ale wszystko w swoim czasie. - Eugenia z troska spojrzała na Marle. - Dziecko nie zniknie. Jutro te¿ tu bedzie -jutro i przez najbli¿sze dwadziescia lat... - za¿artowała, ale ton jej głosu był twardy. - Fiona, wiesz, ¿e przy dzieciach powinnas wyra¿ac sie poprawnie... - Spojrzała na wnuka i na jej ustach pojawił sie pełen dumy, rozanielony usmiech. Jej twarz złagodniała. - Jest słodki, prawda? - Jeszcze pare minut temu nie był taki słodki - odparł Alex z usmiechem. -¯artowałem, mamo. Posłuchaj, musze wrócic do biura na godzine czy dwie. Zaopiekuj sie moja ¿ona, dobrze? - Spojrzał znaczaco na matke, pocałował Marle w policzek i ju¿ był za drzwiami. - Alexander zawsze gdzies pedzi, nie zwalnia ani na chwile, a ten maluszek - Eugenia wskazała na dziecko - bedzie http://www.grog.net.pl - Nie osadzaj - skarciła sie zaraz. - Przypomnij sobie, jak to było, kiedy rodzicom nie podobały sie twoje stroje i makija¿. Zmartwiała. Z mroków niepamieci wyłoniła sie nagle jakas rozmowa sprzed wielu lat. - ...gdybys nie była taka dzika, gdybys okazała mu choc troche uczucia, mo¿e twój ojciec odpłaciłby ci tym samym. - W uszach dzwieczał jej głos matki, przed oczami pojawił sie zamglony obraz zniszczonej kobiety, pachnacej silnie perfumami i tytoniem, która z trudem ukrywała rozczarowanie. Szczupła, niemal koscista, stała w drzwiach z twarza ukryta w cieniu. Przez ¿aluzje saczyło sie słonce, oswietlajac jej kwiecista spódnice. W jednej rece trzymała zapalonego papierosa, którego koniuszek ¿arzył sie czerwono, druga oparła

umiała odpowiedziec sobie na te pytania, ale chcac choc na chwile oderwac sie od nich, zaczeła bawic sie z synem. Dziecko jednak marudziło, a potem uderzyło w płacz. Fiona błyskawicznie przejeła inicjatywe, zabrała Jamesa i oswiadczyła, ¿e teraz czas na drzemke. I znikła, zanim Marla zda¿yła zaprotestowac. Sprawdź Nick wiedział, ¿e tak własnie powinien postapic. Wyjał puszke piwa z barku, właczył laptopa i sprawdził poczte. Jest. Raport Walta Haagi, w całosci. Swietnie. Nick wprawdzie nienawidził udogodnien ery elektronicznej i nieraz przysiegał, ¿e ju¿ nigdy wiecej nie skorzysta z Internetu, ale teraz, w San Francisco, był od niego uzale¿niony. Czekajac, a¿ informacje Walta załaduja sie na jego dysk, otworzył puszke piwa i wyjrzał przez okno. Co sobie własciwie wyobra¿ał dzis w ogrodzie, kiedy zobaczył Marle siedzaca na hustawce, kołyszaca sie lekko w wilgotnej, przenikajacej wszystko mgle? Nie powinien spotykac sie z nia sam na sam, nie powinien jej dotykac ani dopuszczac do siebie mysli o tym, ¿e mógłby ja pocałowac. Ale zrobił to wszystko. A teraz pamiec podsuwała mu