- Ale ja, gdy byłem za Ziemi, nie przestałem myśleć o tobie... A kiedy zobaczyłem ogród z mnóstwem róż, tak

- On chyba jeszcze śpi - szepnęła Róża. Tak, nie budźmy go - również szeptem zgodził się Mały Książę i ostrożnie złożył kartkę, starając się, aby szelest papieru nie obudził baranka. Kiedy Mały Książę schował rysunek do kieszeni, Róża poprosiła: - Opowiedz mi jeszcze o swoim przyjacielu z Ziemi. - On nie był dziwnym dorosłym, był prawdziwym dorosłym - powiedział Mały Książę z głębokim przekonaniem. - Jak to prawdziwym? - nie zrozumiała Róża. - Prawdziwym to znaczy takim, który będąc dorosłym nie zapomniał siebie jako dziecka. Dlatego mogliśmy się zaprzyjaźnić. Nie udawał, że wie więcej i lepiej ode mnie. No i umiał narysować baranka tak, jak chciałem. A czy wielu dorosłych potrafi tak rysować albo chociaż tak rozmawiać?... - Chyba niewielu - przyznała Róża. - A jak go poznałeś? Mały Książę opowiedział Róży o tym, że kiedy był już blisko Ziemi, zobaczył, iż niosące go wędrowne ptaki były bardzo zmęczone. Poprosił je więc, by wylądowały I pozostawiły go, a same poleciały dalej. Wędrowne ptaki nie chciały się początkowo zgodzić, bo twierdziły, że właśnie przelatywały nad oceanem piasku. Mały Książę umówił się więc z nimi, ze pozostawią go przy pierwszym człowieku, jakiego napotkają. - I tak go poznałem - kontynuował Mały Książę. - Był sam w środku oceanu piasku I spał przy jakimś dużym przedmiocie, który nazywał samolotem i mówił o nim, że służy do latania. Zobaczyłem wówczas piękny wschód słońca na Ziemi, a kiedy słońce wzeszło już wysoko, poprosiłem go, żeby narysował mi baranka. Bardzo chciałem mieć wtedy baranka... Ale on chyba nie wierzył, że umie rysować baranka. I wtedy... http://www.gabinetystomatologiczne.edu.pl - Czy chcesz powiedzieć, że znowu swoim pytaniem sprawiłem, że opadająca mgła odsłoniła w tobie coś nieznanego? - Tak, właśnie tak. Dlatego również i z tego powodu czuję się czymś więcej niż tylko zwykłą różą... - Moja piękna... - mały Książę przystanął i czule pogładził płatki Róży. Ona, po chwili milczenia, zaczęła opowiadać: - Kiedyś jakiś podróżnik zjawił się na planecie, która wówczas nie była znana i nie miała swego miejsca ani nazwy na żadnych mapach. Pierwszą osobą, którą ów podróżnik spotkał, była młoda dziewczyna. Ponieważ znał wiele języków, jakoś udało mu się porozumieć z mieszkanką nieznanej planety. To, czego się od niej dowiedział, zdumiało go. Okazało się, że kiedyś przepowiedziano jej, iż spotka kogoś spoza planety i ten ktoś odegra ważną rolę w jej Przeistoczeniu. A ich spotkanie nastąpiło właśnie w okresie jej Przeistoczenia... - Na czym polega to przeistoczenie? - zapytał Mały Książę. Róża znowu na chwilę popadła w zadumę. - Przeistoczenie to pewien szczególny okres w życiu każdej dziewczyny na tej planecie. To oczekiwanie, że jakiś

głupotę i chciwość. Zbyt późno zrozumiałem, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby żyć mądrze. Zawiodłem tych, którzy mi ufali. Zamiast pomóc przyjacielowi... Głos Pijaka stał się lekko drżący. - Tak, byłem w krainie Poszukiwaczy Szczęścia i liczyłem, że znajdę tam fortunę, z którą będę potem mógł żyć tak, jak tylko zapragnę... Nawet początkowo łatwo się dorobiłem, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to jest ostrzeżenie... Sprawdź Mark zamrugał oczami, jakby próbował się upewnić, czy nie śni. Do tej pory żywił głębokie przekonanie, że Tammy za¬szyła się w buszu z powodu kompleksu niższości. Jej matka i siostra robiły piorunujące wrażenie - idealnie umalowane, uczesane, perfekcyjne w każdym calu. Ktoś, kto musiał bez¬ustannie porównywać się z nimi, ani chybi w końcu ukryłby się w jakimś odludnym miejscu, gdzie nikt nie mógłby go oglądać... A przecież Tammy była równie piękna i atrakcyjna jak jej matka i siostra. Nie. Była piękniejsza. Nie nosiła żadnej biżuterii, była umalowana oszczędnie, a przecież przyćmiewała Ingrid, która nagle wydała się bar¬dzo pretensjonalna, ostentacyjnie wystrojona, sztuczna, lalkowata. Ingrid również to zauważyła. I bynajmniej nie była za¬dowolona. - Skoro jej rzeczy pasują na panią, to może dobrze, że się nie zmarnują... Zapraszamy do stołu – powiedziała z uśmiechem i gestem pani domu wskazała Tammy krzesło. Mark skrzywił się nieznacznie. Ingrid zdecydowanie za dużo sobie wyobrażała. Będzie musiał zrobić z tym po¬rządek. Tammy nadal nie dawała po sobie niczego poznać. - Owszem, pasują, a sądząc po zawartości garderoby, nie będę musiała nic kupować aż do osiągnięcia przez Henry'ego pełnoletniości. - Zamierza pani zostać u nas tak długo? Tammy skinieniem głowy podziękowała kamerdynerowi, który podsunął jej krzesło.