wyniosła ją na zaplecze.

- To, co mówisz, nie jest pozbawione racji - zgodził się. - Ale włoskie społeczeństwo ma swoje zasady i wymagania. Jeżeli nie będziesz ubrana jak należy, padną pytania dotyczące ważności naszego ślubu, a to z kolei wywoła wątpliwości w kwestii wypełnienia warunków testamentu mojej babki. Caterina niewątpliwie postara się osiągnąć chociaż to. A ponieważ nasze małżeństwo ma służyć właśnie wypełnieniu tych warunków, oboje musimy się dostosować do obowiązujących wymogów. Obiecuję, że dzieci dostaną tyle samo, ile wydasz na ubrania. - To jest przekupstwo - odpowiedziała, ale Lorenzo już ruszył naprzód i musiała go szybko dogonić. Ku jej zdumieniu galeria otwierała się na jeszcze jedno prostokątne, jednopiętrowe pomieszczenie, tym razem wypełnione obrazami i rzeźbami. - Podobnie jak moi przodkowie, zastępuję brak zdolności artystycznych zainteresowaniem i opieką nad tymi, którzy je mają - wyjaśnił. Jodie słuchała go jednym uchem. Jej uwagę przyciągnęła połać ściany wypełniona, jak się wydawało, dziecięcymi rysunkami. - To najwartościowsza część galerii - wyjaśnił Lorenzo. Jodie patrzyła na niego niepewnie - To wygląda jak dziecięce rysunki. - To są dziecięce rysunki. Zostały wykonane przez dzieci, które straciły kończyny, ofiary różnych wojen, a te rysunki pośrodku ściany wykonały po tym, jak dopasowano im protezy. Jodie nabiegły do oczu łzy wzruszenia. Zamrugała. - Nic dziwnego, że są dla ciebie takie cenne. Lorenzo odwrócił się. - Przedstawię cię Assuncie, mojej gospodyni. Pokaże ci resztę apartamentu, a ja przez ten czas zadzwonię w kilka miejsc. Pomyślała, że najwidoczniej znudził się jej towarzystwem i postanowił je porzucić. Dziesięć minut później pojawiła się bystrooka kobieta w średnim wieku, która poddała ją dokładnym oględzinom. - Bardzo proszę tędy - powiedziała doskonałą angielszczyzną. W ciągu półgodziny Jodie obejrzała dokładnie dwupiętrowy apartament, a także zadziwiająco bujny ogród na dachu. Lorenzo najwidoczniej przedkładał nowoczesne umeblowanie nad antyki, ale musiała przyznać, że wybrane meble tworzyły z pomieszczeniami harmonijną całość. Jej sypialnia, wyposażona w garderobę i łazienkę, znajdowała się naprzeciw sypialni Lorenza. Assunta rozluźniła się i opowiadała wesoło o pracy w londyńskiej restauracji kuzyna jej ojca, gdzie nauczyła się angielskiego. Była teraz wdową, ceniła sobie niezależność i praca u Lorenza sprawiała jej zadowolenie. Wspomniała też o kuzynce opiekującej się willą Lorenza niedaleko Sieny. Jej zdaniem, było to doskonałe miejsce dla dzieci, z dużą ilością przestrzeni i świeżego powietrza. Jodie wspominała tę rozmowę, stojąc pod prysznicem. No cóż, ona nie zamierzała rodzić dzieci. Usłyszała stukanie do drzwi łazienki i głos Lorenza: http://www.fizjoterapeutka.com.pl/media/ - Skurwiel. - No więc jestem gotowa do akcji. - Flic obejrzała się na dom. - Start zgodnie z planem. Imogen patrzyła na swoje stopy, grzebiąc bezmyślnie obcasem w trawie. - Jakieś problemy? - spytała Flic. - Tylko z Chloe. Był to ten aspekt ich strategii, o który kilka razy się pokłóciły. - Teraz już nie ma wyboru - oświadczyła twardo Flic. - Chloe wchodzi do gry, chce czy nie. - Ale ona wciąż ma go za fantastycznego faceta. - Więc pomożemy jej zmienić zdanie. Niech myśli, że to taki mały psikus, rodzaj kary za wszystko, co zrobił. - A jeśli nie zechce?

- Rozumiem. A może to tak dla zmyłki? Matthew parsknął śmiechem. - Za dużo filmów oglądasz, przyjacielu. Wieczorem siedział przy stole sam z pasierbicami, gdyż Izabela była z Mickiem na górze. Przez chwilę kusiło go, żeby udać ból głowy i wykręcić się od wspólnego posiłku, ale ostatecznie doszedł Sprawdź - Mnie to pasuje, bo przyjechałam autobusem. - Autobusem? - zdumiał się książę. - Moja narzeczona podróżuje publicznym autobusem? Wysłała po niego na lotnisko Shey, potem stanowczo zaprzeczyła, że są zaręczeni, a teraz opowiada, że jeździ do pracy autobusem? - Nie masz narzeczonej - powiedziała Parker. - Ale jeśli mówiłeś o mnie, to owszem, jeżdżę publicznym transportem. Ojciec zablokował mi konto i zostałam bez grosza. Dlatego musiałam sprzedać samochód. - Ale, ale... - wykrztusił książę. - Proszę się nie martwić - rzeczowym tonem odezwał się nieznajomy. - Dopilnuję, by Parker bezpiecznie dotarła