pomoc. – Umilkła, próbując przedrzeć się przez pokłady pamięci do zajęć sprzed ośmiu lat w

minuta. Naprawdę! Jestem zdumiony, że wytrwałaś tak długo. No, ale w końcu każdy reaguje inaczej. Migdały... Migdały... Migdały... - Och, zapomniałem powiedzieć ci przez telefon. Zmieniłem zdanie w kwestii środka przeczyszczającego. W każdą czekoladkę wstrzyknąłem sto pięćdziesiąt miligramów kwasu cyjanowodorowego. Zapach jest trochę zbyt intensywny, ale jakże szybkie działanie! Poruszyła ustami. Schylił się, żeby usłyszeć, co mówi. - Modlitwa? Modlitwa? Zapomniałaś, Mary Margaret Olsen? Zdradziłaś swojego najlepszego przyjaciela. Bóg nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Wyprostował się. W jasnych promieniach słońca zmienił się ze wspaniałego człowieka w jeszcze wspanialszego anioła mściciela. Kochałam cię - pomyślała, kiedy jej płuca przestały funkcjonować. A chwilę później: - Powinnam była się domyślić. Czy jakikolwiek inny człowiek mógłby mnie pokochać? I jeszcze jedna myśl. Ostatnia, zanim jej ciałem wstrząsnęły konwulsje, kiedy płuca przestały pracować. - Twoje - wyszeptała. - T-t-twoje... Zmarszczył brwi. 213 http://www.estetyczna-med.net.pl/media/ Wróciła do listy podejrzanych. – Luke, przekaż Sandersowi najnowsze informacje o Danielu i Angelinie Avalonach. Hayes odwrócił się do Sandersa. Nie miał notatek ani kopii do rozdania, a wyraz jego twarzy wyraźnie świadczył o uczuciach, jakie budziły w nim kolorowe teczki kolegi z policji stanowej. – Angelina Avalon jest macochą Melissy – zaczął relacjonować. – Matka umarła przy porodzie. Daniel Avalon czekał trzynaście lat, żeby się powtórnie ożenić i zdaniem Quincy’ego utrzymywał „niezdrowe” stosunki z córką. – Kazirodztwo? – zapytał z niedowierzaniem Sanders. – Bingo potwierdził Luke. – Avalon wygląda na niezłego krętacza, jeśli chcecie znać moją opinię. Niestety, aktualnie ma alibi. – Jakie? – Ważne spotkanie w interesach. Poręczają za niego dwaj klienci. Może wynajął zabójcę,

Quincy. Rainie żałowała, że w ogóle się odezwał. Był zbyt opanowany, zachowywał się jak profesjonalista, jak ktoś, kto podobne miejsca oglądał setki razy i żył z ich analizy i opisów. Rozumiała to. Zresztą dostrzegła i gniew - prawą rękę Pierce trzymał zaciśniętą w pięść, a lewą uczepił się krawędzi materaca, jakby chciał utrzymać się na miejscu. Pragnęła go dotknąć, ale nie była Sprawdź ciężar. Rainie wiedziała, o czym Luke myśli. Sama miała ciągle ten obraz przed oczami. Pięcioletni Danny w maleńkim biurze szeryfa. Shep jest czymś zajęty, więc chłopczykiem zajmują się oni dwoje. Pobawmy się w gliniarzy i złodziei. Tra-ta-ta-ta. A może w kowbojów i Indian. Pif-paf. Wiesz, dlaczego w dużych miastach jest tyle problemów, Rainie? Bo nie mogą tam robić tego, co my. Nie mogą przyprowadzać dzieci do pracy. Nic dziwnego, że gliny w Bakersville mają tak małe pole do popisu. Im bardziej troszczymy się o swoich, tym mniej zostaje nam czasu na zaplątanie się w kłopoty. – Musimy lecieć – powiedziała cicho Rainie. Luke westchnął, skinął powoli głową i wyprostował się. Był gotów. Zajął miejsce przy prawym boku Danny’ego. Wziął chłopca pod rękę. Rainie zrobiła to samo z lewej strony. Po odliczeniu do trzech, trzymając kulącego się więźnia między sobą, rzucili się biegiem w stronę wozu patrolowego.