Z trudem łapiąc oddech, przecięły ścieżkę i wbiegły na

- Mieszkają pod moim dachem, prawda? - zauważył, pochmurniejąc. - Dzięki świstkowi papieru, a nie pańskim uczuciom, co wyraźnie dał pan im do zrozumienia. Czy w ogóle złożył im pan kondolencje? Lucien zacisnął szczęki. Wiedziała, jak argumentować, do licha, ale nie pozwoli jej zapędzić się w kozi róg. - Zapłaciłem za pogrzeb. - To nie to samo. Wcale nie chodziło jej o harpie ani o niego. Była za bardzo rozgniewana i przejęta. - Kogo pani pochowała? - zapytał cicho. Panna Gallant na chwilę zaniemówiła. - A co to pana obchodzi, skoro nawet po krewnym nie czuje pan żalu? - rzuciła w końcu i odwróciła się na pięcie. Lucien zerwał się na równe nogi. Chwycił ją za nadgarstek i obrócił do siebie. Jej twarz płonęła, pierś falowała. - Czuję - powiedział. - Ale nie okazuję tego publicznie. Spojrzała mu w oczy i jej twarz złagodniała. - Opłakuje pan swojego kuzyna Jamesa? Nie po raz pierwszy zdawała się dokładnie wiedzieć, o czym on myśli, choć wcale nie było łatwo go przejrzeć. - Dlaczego pozwoliła się pani pocałować? http://www.epsychoterapiawarszawa.edu.pl bał się szantażu, bo nawet gdyby Fiona ogłosiła publicznie swoje insynuacje, nie poniósłby żadnych konsekwencji. Poniosłaby je natomiast Alexandra. Zaklął pod nosem. Był nieostrożny, naraził ją na wielkie przykrości, a w dodatku pozwolił, żeby przeklęta ciotka miała ostatnie słowo, co do tej pory udawało się jedynie pannie Gallant. Zmrużył oczy. Fiona jeszcze go nie przechytrzyła. I popełniła wielki błąd, dając mu czas na podjęcie stosownych kroków. Alexandra złożyła szal i schowała go wraz z innymi rzeczami do kufra. Delikatna koronka o barwie kości słoniowej nie nadawała się na podróż. Większość jej nowych rzeczy była zbyt wytworna, żeby je nosić gdziekolwiek poza Londynem. Wiedziała, że szczególnie nauczycielce zupełnie się nie przydadzą, ale nie potrafiła się z nimi rozstać. - Panno Gallant? Głos lorda Kilcairna brzmiał mniej gniewnie niż w sali balowej, ale wciąż poważnie. Tak czy inaczej, wolała nie spotykać się z Lucienem sam na sam.

— Wezmę go — oświadczył Tom, sięgając do płaszcza po książeczkę czekową. — O który model chodzi, proszę pana? — spytał sprze- dawca. — Ten wielki, czarny. Stoi na wystawie. Ma cztery ra- miona i taran hydrauliczny z przodu. Sprawdź - Chcę, żeby ta kobieta opuściła Balfour House. - I tak wyjeżdża. - Niech tu nigdy nie wraca. Lady Welkins i ja wiemy o Alexandrze Gallant dość, żeby nigdy więcej nie znalazła pracy. Nigdzie. Pragnienie, żeby udusić ciotkę, stawało się coraz silniejsze. - A jak już pozbędziesz się panny Gallant? Podejrzewam, że masz jakiś plan. - Owszem. Chcę, żebyś ożenił się z Rose. Zaniemówił na dłuższą chwilę. - Co takiego? - wykrztusił w końcu. - Ożenisz się z moją córką, a ja zostawię pannę Gallant w spokoju. Wiem, że zależy ci na tej ladacznicy. Słyszałam, jak obiecujesz, że zajmiesz się jej bękartem. Tak więc Rose zostanie lady Kilcairn, a moje wnuki odziedziczą twoje tytuły, ziemię i majątek. - Na Boga, jesteś ambitna. Od jak dawna to planowałaś? - zapytał niemal z podziwem.