dzień!

palcami niemal dotykała jej dłoni. Czy małe biegły razem korytarzem? Najlepsze przyjaciółki wspólnie chichoczące podczas przerw? Rainie miała ochotę odgarnąć dziewczynce włosy z twarzy. Szepnąć jej do ucha, że wszystko będzie w porządku. Mącił jej się wzrok, czuła w oczach gorące łzy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Jesteś profesjonalistką. Ruszaj dalej. Odnotowała położenie ciał dzieci i zbliżyła się do trzecich zwłok. Trzy ofiary śmiertelne płci żeńskiej – zbieg okoliczności? Kobieta, prawdopodobnie nauczycielka, leżała tuż przed wejściem do pracowni komputerowej. Długie ciemne włosy, egzotyczne rysy, nieskazitelna cera. Była młoda. Wydawało się, że tylko śpi, ale Rainie zauważyła na jej czole niewielki krwawy ślad. Mały kaliber, pomyślała. Pewnie dwudziestka dwójka. Chryste, nauczycielka nie wyglądała na starszą od niej. Mogła mieć około trzydziestu lat. Nie nosiła obrączki, ale przy takiej urodzie chyba nie żyła samotnie. Z pewnością dziś wieczorem jakiś facet, ściskając w drżących dłoniach jej zdjęcie, będzie próbował zalać alkoholem marzenia o przyszłości, której już nie mieli. Chryste. Rainie znowu wzięła głęboki wdech. Jeszcze tylko trzy sale. Wszystkie blisko samego centrum tragedii. Ciemne i tajemnicze. Czas się za nie wziąć. Oparła się o ścianę i przykucnęła, czekając, aż ręce przestaną jej drżeć. Coś tu nie grało. Tylko nauczycielka została trafiona w głowę. Pojedynczy strzał w czoło oddany z ogromną precyzją. Obydwie dziewczynki miały liczne rany, nisko, wysoko, z prawej i lewej http://www.eogrzewaniepodlogowe.biz.pl/media/ – Atmosfera już teraz jest napięta, a po pewnej dawce alkoholu... – Quincy przerwał. Oboje wiedzieli, co może się wydarzyć. Młodzi ludzie, broń, sprawiedliwość, prawa obywatelskie. – Podwoimy straże wokół domu Shepa – powiedziała cicho Rainie. – Luke chce wziąć to na siebie. – A ty? – Nie mogę. Znowu by gadali. – George Walker nie jest z ciebie zadowolony. – Nie jest. Jak wiele osób w Bakersville. Miałam nadzieję... chciałabym mu powiedzieć, że Danny tego nie zrobił. Chciałabym zebrać tyle dowodów, żeby jeszcze przed pogrzebem móc spojrzeć George’owi Walkerowi w oczy i powiedzieć: „Ten chłopiec nie zamordował pańskiej córki. Zrobił to ktoś inny”. Jakby to miało dla ojca Sally jakieś znaczenie. – Nie jesteś już taka pewna co do Danny’ego, prawda?

– Świetnie się trzymasz – zapewniła Rainie woźnego. Przyklęknęła i uśmiechnęła się do niego. – No więc, co się tutaj stało, Bradley? – Ranili... mnie. – Nie żartuj, naprawdę? – Zmuszała się do beztroskiego tonu, jak gdyby ucinali sobie pogawędkę przy obiedzie. – Widziałeś, kto to zrobił? – Wyszedł... zza... rogu. Sprawdź mojej pracy. Wiem, co się może wydarzyć i myślę o tym do późna w nocy. - Nic nam nie będzie - stwierdziła stanowczo Kimberly. - Teraz już wiemy, co się dzieje, a informacje to potęga! On nic nam nie zrobi. - Zapoznamy się znacznie bliżej z Mitchelem Millosem - powiedział łagodnie Quincy. - Wyszperam jeszcze pięć do dziesięciu nazwisk, a potem zgłoszę się do Everetta i sprawdzę, czy mają coś nowego. Być może mój ojciec... - głos mu się załamał. Wziął się jednak w garść. - I podejdziemy tego Ronalda Dawsona. Tak czy inaczej znajdziemy coś na niego. - Mamy w rękawie ostatniego asa - odezwała się Rainie. - Phil de Beers w Wirginii. Nadal śledzi Mary Olsen. Zastanów się. Ona jest sama. Zdradziła swoją najlepszą przyjaciółkę, ma bardzo małe poczucie własnej wartości, bo inaczej w ogóle nie wplątałaby się w ten bałagan. Prawdopodobnie wyciąga już rękę do tego człowieka. Z każdym dniem będzie coraz